Shared posts
Wyjaśnienie zjawiska prądu elektrycznego
Film pochodzi z nowego kanału Reduktor Szumu Elektronika(RS elektronika)
Suszona wołowina - Beef Jerky | Laplander.pl | Survival | Bushcraft
Suszona wołowina (jerky beef). Zobacz przepis na odżywczą, trwałą przekąskę, idealną na wyprawy, wędrówki, bushcraft i survival itp.
Ekipa Historia bez cenzury przygotowała materiał o swastyce. My rzecz jasna o je...
Nazistowski (?) symbol szczęścia. - Movie-box.pl - Twoje alternatywne media
www.movie-box.pl
Portal z alternatywnymi serialami i filmami
Laser Umbrella
Laser Umbrella
Stopping rain from falling on something with an umbrella or a tent is boring. What if you tried to stop rain with a laser that targeted and vaporized each incoming droplet before it could come within ten feet of the ground?
Zach Wheeler
Stopping rain with a laser is one of those ideas that sounds totally reasonable, but if you—
While the idea of a laser umbrella might be appealing, it—
Ok. The idea of stopping rain with a laser is a thing we're currently talking about.
It's not a very practical idea.
First, let's look at the basic energy requirements. Vaporizing a liter of water takes about 2.6 megajoules,[1]It takes more energy if the water is colder, but not much more. Heating the water up to the edge of boiling only takes a little of the 2.6 megajoules. Most of it goes into pushing it over the threshold from 100°C water to 100°C vapor. and a big rainstorm might drop half an inch of rain per hour. This is one of those places where the equation isn't complicated—you just multiply the 2.6 megajoules per liter by the rainfall rate and you get laser umbrella power requirement (watts per square meter protected). It's weird when units work out so straightforwardly: \[2.6\tfrac{\text{megajoules}}{\text{liter}}\times0.5\tfrac{\text{inches}}{\text{hour}}=9200\tfrac{\text{watts}}{\text{square meter}}\] 9 kilowatts per square meter is an order of magnitude more power than is delivered to the surface by sunlight, so your surroundings are going to heat up pretty fast. In effect, you're creating a cloud of steam around yourself, into which you're pumping more and more laser energy.
In other words, you'd be building a human-sized autoclave. Needless to say, autoclaves are not really a popular place to live.
But it gets worse! Vaporizing a droplet of water with a laser is more complicated than it sounds.[2]And to be honest, it sounds pretty complicated. There are many, many, many papers on this subject,[3]Quote from the article Explosion of a Water Droplet by Pulsed Laser Heating by J. C. Carls and J. R. Brock: "... in practice, heating a droplet to very high temperatures before substantial motion occurs ... might be difficult."
Other, out-of-context quotes from that same paper: "The droplet seems to maintain its basic shape and does not appear to be shattering", "The particles formed previously will probably be vaporized.", "By acting strangely, the equation of state is saying that all is not well", "" "Avalanche breakdown", "extremely low and sometimes negative pressures", "the most dynamic response possible", and "Notice the very high temperatures". and the general gist is that it takes a lot of energy—delivered fast—to vaporize the droplet without just splattering it apart into little droplets.
Here's a video of a droplet getting zapped by a laser pulse; you can see that it splatters the droplet, more than vaporizing it. The upshot is that cleanly vaporizing a droplet would probably take more than the already-unreasonable amounts we were considering.
Then there's the problem of targeting. In theory, this is probably solvable. Adaptive optics allow for extremely fast and precise control of beams of light. Covering an area of 100 square meters (which Zach also asked about in his full letter) would require something like 50,000 pulses per second. This is slow enough that you wouldn't run into any direct problems with relativity, but the device would—at minimum—need to be a lot more complicated than just a laser pointer on a swiveling base.
It might seem easier to forget about targeting completely and just fire lasers in random directions.[4] If you aim a laser beam in a random direction, how far will it go before it hits a drop? This is a pretty easy question to answer; it's the same as asking how far you can see in the rain, and the answer is at least several hundred meters. Unless you're trying to protect your whole neighborhood, firing powerful lasers in random directions probably won't help.
And, honestly, if you are trying to protect your whole neighborhood ...
... firing powerful lasers in random directions definitely won't help.
Ernst Haeckel: Anna w meduzę przemieniona (1864)
Był zoologiem, specjalistą od fauny morskiej. Obdarzony talentem rysunkowym, chwalił naturę w nieskończonych planszach swoich dzieł. Dorobek naukowy liczyło się wówczas w tomach, nie w artykułach. Chcąc zostać profesorem nadzwyczajnym uniwersytetu w Jenie, musiał Haeckel wydać monografię. Był to kilkukilogramowy tom wraz z atlasem zawierającym 35 plansz, poświęcony promienicom, maleńkim stworzeniom o średnicy ułamka milimetra.
Już Charles Darwin podczas swojej podróży na pokładzie „Beagle” zachwycał się różnorodnością kształtu i barw planktonu. Pisał: „Wiele z tych stworzeń, choć się znajdują na tak niskim szczeblu natury, ma wyszukane kształty i bogate ubarwienie. Wzbudza to uczucie zdziwienia, że tyle piękna miałoby być stworzone dla pozornie tak nikłego pożytku” (przeł. K. Szarski). Była to refleksja przyrodnika, który wciąż jeszcze patrzył na świat ożywiony jako na dzieło Stwórcy. Mikroskopowy plankton był równie niepojęty jak gwiazdy niewidoczne gołym okiem: w jakim celu zostało stworzone to wszystko?
Darwin, jak wiemy, stwierdził niebawem, że nie każdy inżynierski projekt dowodzi istnienia inżyniera-projektanta. Jednym z pierwszych jego zwolenników w Niemczech był dwudziestokilkuletni Ernst Haeckel. Odznaczał się entuzjazmem, pracowitością, czytał Goethego i przyjaźnił się z artystami. Kochał się od lat z wzajemnością w kuzynce, Annie Sethe. Dopiero posada profesora nadzwyczajnego pozwoliła im wziąć ślub.
Podróż poślubną spędzili włócząc się po Alpach, Ernst niósł w plecaku cały ich dobytek. Jesienią 1863 roku młody profesor wybrał się wraz z żoną do Szczecina na zjazd Towarzystwa Niemieckich Przyrodników i Lekarzy. Wygłosił tam płomienny odczyt o Darwinowskiej teorii ewolucji. Nazywał ją Entwicklungs-Theorie – teorią rozwoju (słowa ewolucji używano wtedy w innym sensie). Dla przejętego panteizmem Haeckla była to zresztą rzeczywiście teoria wyjaśniająca nie tylko tworzenie się nowych gatunków, ale także ich rozwój, rosnącą złożoność i doskonałość.
Zimą 1864 roku Anna zachorowała, dostała zapalenia opłucnej. Niemal już wyzdrowiała, gdy jej stan się niespodziewanie pogorszył i 16 lutego – dokładnie w dniu trzydziestych urodzin Haeckla – zmarła. Przyczyną było prawdopodobnie zapalenie wyrostka robaczkowego, przypadłość dziś niemal trywialna. Zdruzgotany, Haeckel przez osiem dni nie wstawał z łóżka. Gdyby nie rodzice i brat, zapewne popełniłby samobójstwo. Rodzice wysłali go do Nicei, słał im stamtąd uspokajające listy, lecz cierpiał. Przytaczał słowa Mefistofelesa:
…wszystko bowiem, co powstaje,
Do wytępienia tylko się nadaje,
Więc lepiej niech się nic już nie tworzy w tym świecie.
(przeł. F. Konopka)
Dni bywały nieco lepsze albo bardzo złe, aż na przełomie marca i kwietnia, przy pięknej pogodzie, zaczął znów pracować. Zajął się obserwacjami mikroskopowymi. Zaobserwował też w morzu wyjątkowo piękną meduzę. Widział ją tylko przez dwa dni: za pierwszym razem dwie sztuki, za drugim razem dwadzieścia sztuk i później nigdy więcej. „Ruchy tej cudownie pięknej Eucopide stanowiły iście magiczny widok, przez kilka szczęśliwych godzin mogłem cieszyć się grą jej czułków, które zwisały jak jasne ozdoby do włosów z krawędzi czapeczki, zwijając się przy najlżejszym poruszeniu w gęste krótkie spirale…”
„Nazwałem ten gatunek, prawdziwą księżnę wśród Eucopide, na pamiątkę mej niezapomnianej drogiej żony, Anny Sethe”. Jej nazwa łacińska brzmiała Mitrocoma Annae.
Haeckel zajął się meduzami w sposób systematyczny. Opublikował dwutomową monografię meduz (parzydełkowców) wraz z atlasem. Znalazła się tam jeszcze jedna meduza nazwana na cześć zmarłej żony: Desmonema Annasethe.
Był już rok 1879. Do tego czasu Haeckel stał się najbardziej znanym zwolennikiem Darwina i zaciekłym przeciwnikiem religii instytucjonalnych. Sam wyznawał monizm, który nie był prostym materializmem, lecz raczej panteizmem w duchu Spinozy, Goethego, i później Einsteina.
Wspominał też ciągle Annę, mimo że od lat miał już drugą żonę, Agnes Huschke, i trójkę dzieci. Jeszcze raz Desmonema Annasethe z późniejszej pracy Haeckla:
Więcej promienic z wczesnej pracy Haeckla
Plansze z Kunstformen der Natur
Początek kosmologii: model statyczny Einsteina (1917)
W roku 1914 Albert Einstein zgodził się przenieść do Berlina. Staraniem Maxa Plancka został wybrany na członka zwyczajnego Królewskiej Pruskiej Akademii Nauk i mógł uwolnić się – na zawsze – od obowiązków dydaktycznych. Wykłady Einsteina były podobno dobre, ale szkoda mu było na nie czasu. Z perspektywy późniejszych wydarzeń pruska akademia wydaje się osobliwym miejscem dla kogoś tak niezależnego w poglądach jak Einstein.
Zaczął publikować w Sitzungsberichte – Sprawozdaniach z posiedzeń Akademii, pisma dość osobliwego, bo drukującego prace na wszelkie możliwe tematy obok sprawozdań oficjalnych i listy adresowej członków (Herr Doktor Einstein, Professor, Wilmersdorf. Wittelsbacherstrasse 13). W listopadzie 1915 roku znalazły się tam przełomowe prace dotyczące grawitacji. Dziesięć równań teorii Einsteina wiąże zakrzywienie czasoprzestrzeni z gęstością i prędkościami ruchu materii. Materia mówi czasoprzestrzeni, jak się zakrzywiać. Równania zawierają dwie stałe fizyczne: stałą grawitacji oraz prędkość światła .
(fotografia z 1921 r., Wikipedia)
W roku 1917 zastosował swoją nową teorię do dość szczególnego obiektu – a mianowicie do całego wszechświata. Niewiele miał danych obserwacyjnych. Wszechświat wydawał się wieczny. Einstein przyjął, że gęstość materii jest wszędzie jednakowa. Oczywiście wystarczy spojrzeć na niebo, żeby zauważyć, że tak nie jest: widzimy bowiem punktowe gwiazdy. Ale jeśli uśrednić ich gęstość materii po odpowiednio dużych obszarach, założenie takie mogło mieć sens. W podobny sposób mówimy, że powietrze ma określoną gęstość, choć naprawdę składa się z atomów. Założenie o stałej gęstości miało i tę zaletę, że nie wyróżniało naszej pozycji we wszechświecie. Szukał więc rozwiązania, które by nie zależało od czasu i które by odpowiadało stałej gęstości materii.
Szybko się okazało, że takiego rozwiązania nie ma!
Mając już spore doświadczenie w budowaniu teorii grawitacji – ta z roku 1915 nie była pierwsza – uzupełnił swoje równania dodatkowym członem, zawierającym nową stałą fizyczną . Jest to tzw. stała kosmologiczna. Od tamtej pory wyrzucano ją i wstawiano wielokrotnie do równań Einsteina, od jakichś piętnastu lat przyjmuje się, że jest ona niezbędna z obserwacyjnego punktu widzenia. Dziś mówimy o ciemnej energii albo energii próżni. W roku 1917 Einstein kierował się względami czysto matematycznymi: oprócz członu kosmologicznego do jego równań nie można niczego dopisać, nie psując całości. Była to więc jedyna możliwa poprawka. Nasza fizyczna trójwymiarowa przestrzeń jest wówczas sferą S3, (można ją sobie wyobrażać jako powierzchnię kuli w przestrzeni czterowymiarowej; powierzchnia kuli w przestrzeni trójwymiarowej jest sferą S2 – dwuwymiarową zakrzywioną powierzchnią). Cały wszechświat byłby wówczas skończony, lecz nie miałby żadnych brzegów, podobnie jak powierzchnia Ziemi. Promień światła mógłby teoretycznie obiec cały wszechświat dookoła i wrócić w to samo miejsce. Podobnie jakiś uparty kosmonauta, który by leciał wciąż przed siebie. Wygląda to tak.
Przedstawiliśmy jeden wymiar przestrzenny i czas . Przestrzeń jest zawinięta jak powierzchnia walca, tzn. i są tym samym punktem. Widać, że wysyłając w przeciwne strony promienie światła (czerwone linie pod kątem 45º) i czekając, aż wrócą, możemy ustalić, czy poruszamy się względem wszechświata, czy nie. Obserwator opisany czarną linią świata spoczywa (promienie spotykają się dla niego w tej samej chwili), natomiast ten zakreślający niebieską linię świata porusza się (promienie nie spotykają się dla niego w jednym punkcie).
Model Einsteina okazał się zupełnie nieprawdziwy, jesteśmy o sto lat mądrzejsi. Co ciekawe, prawdziwe okazało się założenie z pozoru najdalsze od prawdy: że gęstość wszechświata jest stała (w przestrzeni, oczywiście zmienia się z czasem, inaczej niż sądził wtedy Einstein). Wiemy dziś, że wszechświat się rozszerza. Okazało się zresztą szybko, że statyczny wszechświat Einsteina jest stanem równowagi chwiejnej: gdy wytrącić go z tego stanu, nigdy już do niego nie wróci (jak kulka spoczywająca na czubku góry). Zatem wszechświat musi się albo zapadać, albo rozszerzać. Nasz się rozszerza. Oczywiście znaczy to, że wszechświat nie może być odwieczny, musiał mieć początek (Wielki Wybuch). No i z jakiegoś powodu nasz wszechświat jest płaski: z punktu widzenia Einsteina nie jest to oczywiste. Spośród wszelkich możliwych rodzajów przestrzeni zakrzywionych z jakiegoś powodu wybrany został przypadek bez krzywizny. Na ogół sądzi się, że fakt ten wymaga dodatkowych wyjaśnień, najbardziej popularnym jest tzw. inflacja, proces wygładzania czy rozprostowywania przestrzeni dokonujący się tuż po Wielkim Wybuchu.
Tak więc praca Einsteina okazała się całkowicie błędna, choć niesłychanie twórcza i ważna. W szczególności wytyczyła drogę dla całej współczesnej kosmologii. Nie jest a priori oczywiste, że wolno zastosować prawa fizyki do obiektu takiego jak cały wszechświat. Okazało się, że można – kosmologia jest teraz równie szanowaną nauką, jak powiedzmy genetyka.
Jestem depresyjnym realistą - wywiad z Peterem Wattsem
Czy nazwałbyś siebie pesymistą? A moze tytuł “Odtrutka na optymizm” to żart?
“Odtrutka na optymizm” to replika na zbiór Raya Bradbury’ego, “Lekarstwo na melancholię”. Myślę, że termin “pesymista” jest niesłusznie obciążony pewnymi skojarzeniami. Jako gatunek jesteśmy uwarunkowani do złudnego optymizmu wobec naszych szans - i to ma sens w Darwinowskim świecie, gdzie poprawna ocena naszych szans sprawiłaby, że większość z nas siadłaby na drodze w oczekiwaniu na ciężarówkę. Tylko ci z przypadkami klinicznej depresji zbliżają się do obiektywnej oceny rzeczywistości (aczkolwiek wydaje mi się, że obecnie politycznie poprawne to “realizm depresyjny”).
Osobiście, wydaje mi się, że jestem równie radośnie omamiony w kwestii moich możliwości jak każdy. Globalnie jednakże, jestem zdecydowanie realistą. A nie możesz być realistą w stosunku do współczesnego świata i nie być jednocześnie przygnębionym.
Może to zbyt wcześnie na takie pytanie, tuż po premierze Echopraksji, ale czy możesz nam powiedzieć, czego możemy się spodziewać? Wspominałeś [w posłowiu ostatniej książki] o techno-trillerze o biologu morskim. Czy to aktualne i zastanawiam się, czy planujesz jakiś temat przewodni jak świadomość w Ślepowidzeniu czy umysły-ule, działanie mózgu w Echopraksji?
Na ten moment planuję napisać Intelligent Design [Intelignenty Projekt] który, owszem, jest umieszczonym w bliskiej przyszłości technothrillerem o biologu morskim. W zasadzie to moja książka na szerszy rynek, zawieszam pisanie dla mądrych odbiorców staram się uderzyć do tych liczniejszych. Tematyka jest związana z tytułem. Myślę też nad współczesnym thrillerem obracającym się wokół motywu ukrywających się nieśmiertelnych.
Książkę lub dwie później, zamierzam napisać konkluzję do serii “Świadomości” [Consciousnundrum] rozpoczętej Ślepowidzeniem i Echopraksją. Od jakiejś godziny myślę, że zatytuuję ją Omniscience [Wszechwiedza]. (Jeśli ma to jakieś znaczenie, to jesteś drugą osobą po mnie, która poznała ten tytuł.)
Nie…
Jak ważna jest dla Ciebie wiarygodność naukowa? Twoje książki kończą się coraz to większymi bibliografiami, opisałeś z detalami βehemota, wampiry, wężydła i rzeczy z Echopraksji, których nie chciałbym zdradzać (Portia! Portia!). To nawyk, usprawiedliwienie “dziwnych elementów” twojej twórczości, sposób na wzbudzanie ciekawości?
Gdybym zabiegał o względy nowojorskiego wydawcy, powiedziałbym, że wiarygodność jest bardzo ważna i że te wszystkie dodatki to mój sposób na podzielenie się moją ciekawością i ekscytacją wobec fantastycznego świata w którym żyjemy. Powiedziałbym, że pochlebia mi, że tak wiele osób powiedziało mi, że prześledzili te odnośniki a w kilku przypadkach nawet napisali prace oparte o pomysły zawarte w moich książkach.
Gdybym był szczery, powiedziałbym, że naukowy rygor jest przeceniany. Niektóre z najbardziej wizjonerskich dzieł science fiction napisali ludzie, z niewielkim lub żadnym zapleczem naukowym (żeby wymienić dwóch: Delany i Gibson). Niewolnicza czołobitność wobec nauki XXI wieku, to negowanie, że czeka nas nauka XXII wieku. Wszystkie te moje odnośniki naukowe pod koniec książek, są też mechanizmem obronnym, który wykształciłem jeszcze w czasach uczelnianych, gdy ludzie pojawiali się na twoich środowych seminariach, tylko po to, by żeby czepiać się twoich badań. Innymi słowy to coś gdzie można odesłać krytyków, którzy powiedzą Daj spokój, to bzdura. (“Ah, tak? Powiedz to ekipie, która opublikowała to w Nature, dupku!”)
Przyznam też, że czasem cała ta wiarygodność naukowa kompletnie blokuje fabułę. Prawdopodobnie za bardzo się nad tym skupiam.
W Rozgwieździe nie wahałeś się przed używaniem określenia “potwór” przy opisach głębokomorskiego życia. Czy to pisarski trik, czy takie słowo pojawia się w głowie biologa morskiego, gdy bada niektóre z tych stworzeń?
To tylko trik. Dla biologa, “potwór” to coś zdeformowanego, coś co nie wygląda tak jak powinno. Ryby mezopelagiczne [żyjące 200-1000 metrów pod wodą] mogą wyglądać dziwnie, ale nie są potworami, wyglądają dokładnie tak jak powinny. Te w pobliżu Stacji Beebe, są jedynie większe niż powinny być.
Co najbardziej zaskoczyło Cię w badaniach nad morskim życiem? Czy jest coś, co wciąż Cię zdumiewa?
Życie mnie zdumiewa. Morskie życie jest tylko trochę bardziej obce od tego na co trafiamy na codzień. Aczkolwiek zdolność zmiany kształtu i umaszczenia przeciętnej ośmiornicy wciąż mnie zdumiewa.
Mówi się, że 90% oceanów nie zostało przebadane. Dla mnie brzmi to jak liczba wyciągnięta z dupy. Czy to jakaś dziwna, przesadzona statystyka, czy jest to usprawiedliwione?
Myślę, że to zależy od tego co rozumiesz przez “zbadane”. Po raz pierwszy usłyszałem to stwierdzenie w latach sześćdziesiątych i rozumiałem to tak, że “10%” to szelf kontynentalny. Innymi słowy mówili, że otchłań była całkowicie niezbadana. Ale to nie znaczy, że włóczyliśmy się po całym szelfie. Nawet dziś ludzka obecność tam to ułamek, ułamka procenta. Więc myślę, że ktokolwiek wpadł na pomysł z tymi 10% miał luźną definicję “badania”. Jeśli wykonałbyś mapy głębokości, opuścił kilka sond zasolenia, pobrał próbki, mógłbyś powiedzieć, że “zbadałeś” obszar.
Nawet w takim ujęciu, nie sądzę, że “zbadaliśmy” znaczną część oceanu. Ale co do skartografowania…. Sądzę, że marynarki większych państw mają mapy całego dna z dokładnością do co większych kamieni. Może ich nie odwiedzimy, ale wiemy gdzie są. A przynajmniej ktoś wie.
Więc… Czy powiedziałbyś, że powinniśmy badać oceany Ziemi a nie oceany Europy?
Nie powiedziałbym tego. Powiedziałbym, że powinniśmy badać oba - ale jeśli musimy wybrać jedno na kolejny okres rozliczeniowy, postawiłbym na ziemskie oceany. Rozsądnie byłoby wiedzieć jak najwięcej o czymś, czego używamy jako zlewu/sedesu od kilku ostatnich stuleci.
Zwróć uwagę, że niezbyt prawdopodobne, żebyśmy jakoś sensownie spożytkowali tę wiedzę.
Chciałbym przeczytać więcej podmorskiej prozy w wykonaniu Petera Wattsa. Jakie są na to szanse?
W Intelligent Design [Intelignentym Projekcie] będzie trochę podwodnej akcji z udziałem kałamarnicy kolosalnej. Oraz myślę, że książka prawdopodobnie rozpocznie się pojedynkiem między nurkiem a homarem.
Zawsze fascynowały mnie głowonogi. Czy mogę dostać super-inteligentne, zmienno-kształtne, głowonogi z umysłem-ulem w Twojej kolejnej książce?
Głowonogi, jasne. To już obiecałem. Nawet super-inteligentne. Ale nie przeginaj już ze zmiennokształtnym umysłem-ulem.
Czy uważasz, że Science Fiction ma jakąś konkretną misję? Edukować, spekulować, komentować? A może przede wszystkim chodzi o rozrywkę?
Zależy od pisarza. Osobiście lubię używać SF do eksperymentów myślowych, nie żeby “edukować” czytelnika, raczej by zaprosić ich do odkrycia jakiejś piaskownicy razem ze mną. Zatem pewnie zaliczam się do obozu spekulacyjnego. Ale znam ludzi, którzy zdecydowanie starają się edukować za pomocą fikcji i takich, którzy nie chcą nic więcej niż jedynie snuć ekscytujące opowieści. Obecnie, wydaje się, że powraca SF w roli politycznego komentarza, co jest świetne, jeśli potrafisz to zrobić bez tonu moralizatorskiego (Alice Sheldon/James Tiptree, Jr. była w tym naprawdę dobra).
To spory namiot, jest masa miejsca dla nas wszystkich.
Wkurza cię idea szczurzych neuronów na czipach?
Nie. Wydaje mi się, że są całkiem spoko.
Czy uważasz, że niektóre technologie są z natury złe?
Sądzę, że wszystko co nie jest stabilne na długą metę, a mimo tego jest wdrażane długoterminowo jest z natury złe. Ekonomiczne modele opierające się o nieustannym wzroście w systemie z ograniczonymi surowcami są złe. Ekonomia oparta o surowce kopalne, użyta inaczej niż tylko krótkie wsparcie na drodze do stabilnych źródeł energii jest zła. I tak dalej.
Cała reszta jest moralnie neutralna, z tego co widzę. Dobro/zło młotka, zależy od tego czy użyjesz go do budowania domu czy do rozbicia czyjejś czaszki. Broń nuklearna może zarówno zniszczyć świat jak i go uratować (zależy czy wycelujemy ją w siebie nawzajem czy w asteroidę na kursie kolizyjnym).
Czy ekscytują Cię jakieś nowe technologie?
Nieustannie rosnąca inwazyjność amerykańskiego państwa inwigilacyjnego. Coraz szersze wpychanie się amerykańskiego państwa inwigilacyjnego do naszych sypialni i w nasze odbyty. Dywanowe nagrywanie wszystkich naszych rozmów, transakcji, ruchów - ogromne serwerownie, miliony linii kodu, który obrobi wszystkie te informacje, tak by Obama mógł w dowolnej chwili sprawdzić kiedy wchodziłem na sexyvacuumcleaners.com. Uzbrojone drony, które mogą zabijać ludzi bez czołgania się przez ten cały szajs z nakazem/aresztowaniem/procesem.
Jak mógłbym się tym nie ekscytować?
Pokazałeś nam obcych, którzy są bardzo różni od nas. Co sądzisz o konwergencji w ewolucji? Życie ma tendencję do niezależnego znajdowania podobnych rozwiązań na tej planecie, więc jeśli jest życie na podobnej… Może jest tam ktoś, kogo moglibyśmy zrozumieć albo się z nim utożsamić.
To zdecydowanie możliwe. Spodziewałbym się, że zasady selekcji naturalnej działają w całym wszechświecie - trudno sobie wyobrazić, by mogło być inaczej - więc podobne warunki, mogłyby wykształcić co najmniej podobną biochemię i podobne sieci troficzne. Byłoby wiele dużych różnic: kończyny, organy czucia, wszystkie te rzeczy, które mogłyby sprawić, że obce życie wyglądałoby kompletnie szalenie dla ziemskich oczu - ale wciąż pozostałby ten imperatyw przetrwania, czy to przez replikację, czy samo-naprawę nieśmiertelnej ramy. Zawsze istniałaby potrzeba pozyskiwania materii i energii ze środowiska na potrzeby metabolizmu. Niektóre modele sugerują, że dowolny ekosystem wykształci pasożyty, więc pewne ekologiczne nisze mogą być nieuniknione. Te podobieństwa, mogłyby być wystarczające by jakoś zmniejszyć przepaść.
Ale nie wiązałbym z tym wielkich nadziei. My ludzie, nie jesteśmy nawet różnymi gatunkami, a spójrzmy jak ze sobą żyjemy…
Dzięki za rozmowę.
Japko czy jabłko?
Tranzystor Explained
Czas czytania: 3,5 minuty W smartfonach jest ich miliony, w laptopach - miliardy. Co sprawia, że tranzystory stały się jednym z podstawowych podmiotów miniaturyzacji i są używane praktycznie...
Nazistowski (?) symbol szczęścia.
Swastyka to symbol budzący negatywne emocje. W tym odcinku Wojtek Drewniak rzuca na nią trochę inne światło.
Mówimy "świeży" czy "świezi"?
Giant iPad
If all the iPads in the World were combined into one giant device, what would it look like?
* Dziś już nie popracujesz… Czyli tysiące starych gier w przeglądarce
Archive.org udostępniło 2 serwisy ze starymi grami, które sprawiły, że uroniliśmy łezkę. Wszystkie gry śmigają w przeglądarce (JavaScript musi być włączony), nie trzeba niczego instalować.
Przepraszamy, że dziś już przez nas nie popracujecie …i życzymy miłego grania :)
Przeczytaj także:
* Darmowy kurs kryptografii
Dla początkujących, za darmo. PDF po angielsku. Dobrym uzupełnieniem jest również darmowy kurs krytptograficzny z Coursery.
Przeczytaj także:
Triangular Trusses
What is the minimum number of crosses braces you need to make a rectangular grid stable?
Whiteout (2009)
IMDB Rating: 5.5/10
Genre: Action | Crime
Quality: 720p
Size: 758.53 MB
Run Time: 1hr 40 min
U.S. Marshal Carrie Stetko is three days from the end of her tour at an international research station in Antarctica after which she'll resign. An incident from her past haunts her. The continent's first winter storm is coming when a body, wearing no gear, is discovered in the tundra. She investigates, soon finds more bodies, and must find a motive and a murderer before the storm and her departure. A U.N. agent, Robert Pryce, appears, seemingly out of nowhere, to help. An aging physician about to retire, a nervous mission chief, a downed Soviet plane, and the weather's deadly elements add to the story. Can Carrie trust Pryce and does she still have what it takes?
Zapomniane zwyczaje pochówkowe rodem z pogaństwa
Wiosna. Niewielkie wzgórze, piaszczyste wzniesienie, jakiś ukryty w leśnym ruczaju żalnik. Pokrywa go łan umajonej łąki z konwalij i fiołków przy których uganiają się pszczoły i trzmiele. Roje skrzydlatych zapylaczy dzięki którym w leśnych pasiekach dawni zaklinacze złocistego płynu mogli chwalić bogów. Temu wszystkiemu przypatrywały się stare drzewa ocieniające mogiły przodków. W ich koronach gniazdowały śpiewające wilgi i nawoływały czystą pieśnią miłości. Nocami w dziuplastych staruchach dębów lub sosen pohukiwały pójdźki czyniąc w ten sposób wciąż obecnej tu śmierci rodzaj zawodzenia i upominania o umarłych.
Na uroczysku. |
Wspomniane żalniki jak wiadomo są dawnymi prastarymi pozostałościami przedchrześcijańskimi, w których chowano uprzednio skremowanych zmarłych. Potem grzebano ich w obudowach kamiennych z urną i prochami. Tam czasem pozostawiając ich doczesnym szczątkom kilka przyborów z narzędzi, broni oraz pokarmu.
Kurhany, żalniki. na Wolinie. |
Samotna naruba- już z chrześcijańskim znamieniem. wyobcowania... |
-Ano, to taki, proszę łaski pani, kloc sosnowy albo i dębowy, siekierą z gruba ociosany po wierzchu, jakoby to wieko trumienne,mający u góry gałąź jedną ostawioną i przyciętą w głowach nieboszczyka na maluśki krzyzik, co z onej przykładziny samorodnie wynika, jakoby rosnął. To jak na on cmentarz człowiek zajdzie, a po onych przykładzinach pojrzy, to właśnie jakoby ziemia się otworzyła i trumny na wierzch wyszły, a umarli wstawać mieli... A jeszcze spod onej przykładziny sterczy wiechetek ze żytniej słomy, co nim trumnę pokropują święconą wodą... To z jednej strony kłosy sterczą, a z drugiej słoma, a w pośrodku przykopane ziemią, a nad wiechetkiem gałąź od onego kropidełka. Drugi raz jak gałąź wierzbowa je, a mokry czas przyjdzie, to i basiorów dostanie jak żywa, i iść puści, własne jako ta różdżka Aronowa [sić!] co to o niej w godzinkach stoi że się stała kwitnąca i owoc rodząca...
Takie naruby-mogiły spotyka się jeszcze na Białorusi. |
Dziady wyprawiano właśnie na jesieni po robotach w polu, dzieląc się z nimi kołaczem i kaszą oraz odprawiając modły.
Dzisiaj pierwszego listopada obchodzone jest święto Wszystkich Świętych a drugiego Dzień Zaduszny. W tych dniach ludzie odwiedzają groby swych bliskich.
Drugi raz w końcu zapustu dzielono się ze zmarłymi jadłem i napitkiem. Wieczorem zastawiano stół, zapalano święconą świeczkę, domownicy uroczyście zasiadali na ławach a gospodyni rozwarłszy okienko trzykrotnie wołała: " Dziady, dziady, chodźcie wieczerzać! " Czekano w milczeniu gościny duchów wpatrzeni w gromnicę, licząc po ich chybotaniu ilość biesiadników.
Trzeci raz uroczystość dziadów obchodzono w czwartek po Wielkiejnocy. Obchodził ten: " kto przezimował, kogo nie umorzył post rzetelny, który się mało różni od głodu, kto wytrzymał duszność i brud chaty..." Oto opis tego obrzędu: " Skoro słońce błyśnie, w każdej chacie jedna lub dwie kobiet szykuje się w odwiedziny duszne. Ubiera się odświętnie w białe płótno, wynosi z komory zachowane umyślnie na ten cel resztki święconego i zawinąwszy je w fartuch zapowiada rodzinie. - Idę teraz na dziady!
I idą jedna za drugą sznury białych postaci za wieś na piaski cmentarne. Idą skupione i uroczyste, boć spełniają odwieczny obrządek. Słońce się podnosi i cmentarz zwykle zapomniany i opuszczony zaludnia się tymi białymi postaciami, jak tłumem widm
Błądzą długo, odszukując swe mogiły. Trudna to rzecz. Nagrobków tam niema, napisów nie znajdziesz, a one zresztą czytać nie umieją. Gdy człowieka tu zakopią - trochę piasku ino nagarną i zatkną malutki krzyżyk. Ale po kilku dniach wiatr kopczyk zdmuchnie, a po kilku miesiącach krzyżyk upadnie, ramiona straci, i mogiła niczym się od innych nie różni. Błądzą tedy kobiety i odszukują sobie tylko wiadomych znaków. Jedna na grobie córki powiesiła na krzyżu kilka paciorków, druga na grobie matki obwiązała krzyżyk czerwoną nicią, inna na mężowskiej mogile zawiesiła fartuszek z wyszytymi na rogach krzyżami.
Pastuszki i włóczęgi często zabierają te pamiątki, wtedy kobiety zbierają się po kilka, przypominają, gdzie kogo chowano, przy kim leży i wreszcie każda odnajduje swoich.
Wtedy restaurują mogiłę....
Teraz kobiety zaścielają obrusami kopczyki mogilne i składają na nich kołacz i jaja, ser i kiełbasę i flaszkę wódki.
Wtedy siadają naprzeciw, w kuczki, podpierają brodę pięścią i zaczynają z nieboszczykami rozhowor.
Oj doniu moja , dońko! Zawodzi matka. Nie chcesz ty mi prząść ani tkać. Samą mnie zostawiłaś na robotę. Nie masz ciebie, nie masz. Oj dolaż moja dola, doleńka !
Głos się podnosi, nabiera dźwięku wiatru jęczącego, wycia prawie i łączy się w jeden chór z setką innych, co opłakują mężów i ojców, braci i matki, synów i wnuków.
Trwa to długo, cichnie, to znowu rośnie, ogarnia cały cmentarz, aż wreszcie któraś się podnosi - nalewa czarkę wódki, żegna się i woła: - Piję ja do ciebie doniu serdeczna, żebyś wiedziała, że ci nic nie żałuję, i światło Boże niech ci świeci.
I wylewa czarkę na piasek.
I zaczyna się biesiada.
Łamią kołacz na kęsy i pytają się zmarłego, czy pamięta zagonki, które opuścił i opowiadają mu o bujnych runiach i znoju żniwa, którego z nimi nie podzieli. Kruszą ser i wspominają bydlęta, które chował, prawią mu dzieje krowy rodzicielki i byków pracowitych, których nie zobaczy wskroś ziemi, co mu oczy zakryła.
Całą historię ludzi chatnich i dobytku opowiadają mu, spożywając tę ucztę, i na piasek mogiły kładąc wszelkiego posiłku cząstkę, dla tego ducha współbiesiadnika.
Potem pod wpływem libacyi rozczulają się, zbierają się w gromadki, gwar rozmów staje się żywszy, wspominają różne dziwy, strachy; a wreszcie smętek i zawodzenie przechodzi w jakąś dziką uciechę z wiosny, z życia, wśród mogił roją o swatach, o weselach, - rozpoczynają się śpiewy i śmiechy.
Zbierają się do odwrotu, sprzątając resztki jadła i ciągną ku wsi gwarnym tłumem niczem nie przypominającym żałobnego obrządku." " ... i nikt już nieboszczyków nie odwiedza aż do następnych Dziadów. "
Poniżej przedstawiam filmik z nietuzinkowego spektaklu muzycznego. Zwrócić proszę na czas filmu od 1,41-2,06 minuty. To są właśnie prykłady, naruby, o których piszę. Swoją drogą nasuwa mi się przykra refleksja- wschód w przeciwieństwie do Polaków nie zaprzedał swoich tradycji, mimo, że są mocno zniekształcone, nadal jest autentyczniejszy i bogatszy od naszych. Jeśli to są nasze [...]
Opis Dziadów jest bardzo plastyczny, jest w nim wiele bezcennych szczegółów, ale pogańskie korzenie Dziadów już zmieniają swój charakter. Postępuje oślizłe skatoliczenie i prawosławieństwo.
Kraina Poleszuków . |
Dzisiejszej nocy w oknie pozostawiłem blask zapalonej świecy. Uchyliłem okiennice, zaś na stole dla Dziadów i Bab nakryłem strawę z miodem pitnym. Była kasza gryczana, jajka, chleb, ulubione mięsiwo i nóż. Pragnąłem, aby przodkowie mogli ugasić głód i pragnienie. Mam nadzieję, że ogrzali swoje zziębnięte dusze i odnaleźli drogę ku mojemu domostwu.Współcześnie żyjący zapomnieli, aby rozpalać im wielkie ogniska na rozstajach... Bezduszny kler się raduje. Błądzą teraz biedaki.
Na białoruskich cmentarzach rodziny ucztują ze swoimi bliskimi- u nas zapewne niektórzy w swym oburzeniu policję już by wezwali... |
Aby za smętnym Was nie pozostawić nastroju- polecam obejrzeć inscenizację Dziadów Mickiewiczowskich podług genialnego Kabaretu Moralnego Niepokoju :)
. Bagna Polesia zamieszkują stwory wciągające tam nieostrożnych przechodniów. Wujny - dziwne stwory - ni to węże, ni to ryby. Kto wie, czy nasze skatoliczone upiorstwo nas tam nie zawlecze. Zanim to nastąpi pocieszmy się dla zdrowia!
Nie dajmy sobie wmawiać, że jesteśmy z ciemnogrodu! Wystarczy przyjrzeć się otaczającemu światu i upewnić się w tym, że Sławiańszczyzna należy do nas!!!
Od redakcji Słowianolubii- dla wiernych czytelników.
Korzystałem z następujących źródeł:
S. Urbańczyk. Dawni Słowianie-wiara i kult, Wrocław 1991
K.Moszyński. Kultura ludowa Słowian, t.II. cz. 2. Kraków 1939
http://literat.ug.edu.pl/~literat/mariakon/index.htm
http://www.slowianskawiara.pl/swieto-zmarlych/
http://www.miejsce-pamieci.pl/artykul-44/dziady-obrzadek-w-kulturze-slowianskiej.html
http://suwerenna.wordpress.com/2014/11/01/zaduszki-dziady/
Święto zmarłych czy Dzień Wszystkich Świętych?
Jak działa komputer?
Tutaj znajdziecie dokładnie takie wprowadzenie, jakie chciałem zawsze przeczytać (choć, biorąc pod uwagę, że jest interaktywne, to oferuje ono nawet więcej). To znaczy, że tłumaczy ono działanie komputerów u samych podstaw.
Nie, nie jako maszyn składających się z procesora, RAM-u, dysku twardego i tak dalej, tylko jako maszyn budowanych z podstawowych układów logicznych.
"Napisałem mail" czy "napisałem maila"?
Short: Staring Contest
Grupa naukowców z /r/AskScience stworzyła kwartalnik naukowy.
Jest to zbiór najciekawszych pytań oraz oczywiście odpowiedzi z tego właśnie subreddita. Polecam pobierać. Bardzo ciekawa inicjatywa. Nic tylko ściągać i czytać. [ENG]