Shared posts

26 Jan 07:43

Max Planck: początek fizyki kwantowej (1900)

by jkierul

Max Planck był profesorem fizyki teoretycznej na uniwersytecie w Berlinie, przed nim katedrę tę zajmował Gustav Kirchhoff, współtwórca analizy widmowej, po Plancku objął ją Erwin Schrödinger, jeden z pionierów mechaniki kwantowej. Widać w tym pewną ciągłość: Kirchhoff pierwszy badał promieniowanie termiczne, Planck wyjaśnił jego podstawową własność, wprowadzając kwanty energii, a Schrödinger należał do tych, którzy dokończyli rewolucji kwantowej w fizyce.

Max Planck

W roku 1900 Planck przekroczył już czterdziestkę, ale najważniejsze w jego życiu naukowym miało się dopiero wydarzyć. Wiadomo, że każde ciało wysyła promieniowanie termiczne, dzięki temu można np. wykrywać w ciemności ludzi albo zwierzęta. Promieniowanie ciała doskonale czarnego to pewien teoretyczny ideał: tak promieniowałoby ciało o stuprocentowej zdolności pochłaniania energii. Najlepszym doświadczalnym modelem takiego ciała jest niewielki otwór w pudełku: fale wpadające do otworu mają niewielkie prawdopodobieństwo wydostania się z niego, wewnątrz pudełka (którego ścianki są utrzymywane w pewnej temperaturze T) mamy promieniowanie elektromagnetyczne w stanie równowagi cieplnej ze ściankami. Oczywiście przez taki otwór część promieniowania będzie się wydostawać na zewnątrz: otwór będzie świecił. Kirchhoff wyjaśnił, że promieniowanie takiego idealnego ciała doskonale czarnego scharakteryzowane jest tylko przez temperaturę, nie zależy od materiału, z którego wykonamy pudełko. W dodatku znając promieniowanie ciała doskonale czarnego, można obliczyć, jak będzie promieniować dowolne ciało rzeczywiste.

Black_body

Tak wyglądają widma ciała doskonale czarnego dla różnych temperatur. Czarna krzywa jest przewidywaniem fizyki przedkwantowej: obie zależności nie tylko są różne, ale jeszcze ta krzywa przedkwantowa nieograniczenie rośnie dla krótkich fal. Pole pod krzywą rozkładu widmowego promieniowania ma sens całkowitej mocy wysyłanej przez ciało (z jednostki powierzchni). Wynikałoby więc z tego, że według fizyki dziewiętnastowiecznej każde ciało promieniuje nieskończenie wiele energii w jednostce czasu, co jest oczywiście niemożliwe. Mamy więc tzw. katastrofę w nadfiolecie i problem do wyjaśnienia.

W roku 1900 dzięki nowym pomiarom Heinricha Rubensa i Ferdinanda Kurlbauma stało się jasne, że dotychczasowa fizyka nie nadaje się do opisu obserwowanej krzywej. Max Planck najpierw odgadł równanie opisujące rozkład promieniowania, a następnie pokazał, w jaki sposób można ten rozkład otrzymać teoretycznie. Rzecz wymagała wprowadzenia osobliwego założenia o skwantowaniu energii. Wróćmy do obrazu pudełka wypełnionego promieniowaniem termicznym. Ścianki tego pudełka stale wysyłają oraz pochłaniają fale elektromagnetyczne. Oznacza to, że drgają tam jakieś ładunki: fala elektromagnetyczna wprawia bowiem ładunek w ruch drgający i odwrotnie: każdy drgający ładunek wysyła falę elektromagnetyczną. Z punktu widzenia teorii ścianki pudełka to zbiór oscylatorów czyli układów drgających. Każdy z nich, tak jak wahadło, ma swoją własną częstość drgań. Im wyższa temperatura, tym intensywniej oscylatory drgają. W równowadze termodynamicznej ta sama ilość energii będzie wysyłana i pochłaniana w jednostce czasu. Należałoby więc obliczyć, jaką średnią energię będzie miał oscylator o częstotliwości \nu w zadanej temperaturze. Fizyka klasyczna przewiduje, że każdy oscylator, bez względu na częstość, będzie miał taką samą średnią energię równą kT, gdzie k jest stałą Boltzmanna.

Planck założył natomiast, że oscylatory mogą mieć jedynie energie równe

E=n\varepsilon=nh\nu,

gdzie n jest liczbą naturalną od zera począwszy, a h – nową stałą fizyczną, zwaną obecnie stałą Plancka. Jeśli w jakimś wzorze fizyki pojawia się stała Plancka, to znaczy to, że mamy do czynienia ze wzorem kwantowym. Gdyby stała Plancka była równa zero, obowiązywałaby fizyka klasyczna (co oznacza np., że niemożliwe byłyby stabilne atomy). Oczywiście w roku 1900 Max Planck nie wiedział jeszcze, że odkrywa zarysy nowego kontynentu, choć musiał zdawać sobie sprawę, że dotyka czegoś fundamentalnego.

Mając założenie o kwantowaniu, łatwo już obliczyć średnią energię oscylatora. Planck zrobił to, korzystając z pojęcia entropii. Entropia jest wielkością, którą można zdefiniować makroskopowo i w takiej postaci została ona wprowadzona do fizyki. Później Ludwig Boltzmann pokazał, że entropia jest miarą nieuporządkowania. Co to znaczy w przypadku naszego zbioru oscylatorów? Załóżmy, że mamy wielką liczbę N oscylatorów o danej częstości. Ponieważ energia jest skwantowana, więc całkowita energia naszego układu musi być równa

E=P\varepsilon,

gdzie P jest jakąś liczbą całkowitą. Entropia S związana jest z liczbą sposobów W, na jakie można rozmieścić P porcji energii między N oscylatorów:

S=k\ln W.

Gdzie k to stała Boltzmanna. W naszym przypadku problem kombinatoryczny najłatwiej narysować.

498px-Einstein_solids_1.svg498px-Einstein_solids_2.svg450px-Einstein_solids_3.svg

(obrazki są z Wikipedii, ale pomysł takiego obliczenia W opisali P. Ehrenfest oraz H. Kamerlingh-Onnes)

Mamy dwa rodzaje elementów: N-1 przegródek „między” oscylatorami oraz P elementarnych energii \varepsilon do rozmieszczenia. Inaczej mówiąc, ze zbioru N+P-1 elementowego musimy wybrać P elementów jako koraliki, reszta to przegródki. Liczba możliwości to liczba kombinacji

W=\dfrac{(N+P-1)!}{(N-1)!P!}.

Im wyższa energia, tym większa liczba kwantów energii („koralików”) i tym więcej sposobów na ich rozmieszczenie – co oznacza że rośnie entropia.

Obliczając na tej podstawie entropię, a następnie wyznaczając energię układu oscylatorów jako funkcję temperatury, otrzymamy dla danego rodzaju oscylatorów

\dfrac{E}{N}=\dfrac{\varepsilon}{\exp{\frac{\varepsilon}{kT}}-1} \mbox{. (*)}

Tego samego wyrażenia użył później Einstein dla drgań atomów w sieci krystalicznej. Jeśli uwzględnimy, że \varepsilon=h\nu oraz że liczba oscylatorów w przypadku ścianek pudełka 3D rośnie jak \nu^2, otrzymamy rozkład Plancka:

E(\nu)\Delta\nu\sim \nu^2\dfrac{h\nu}{\exp{\frac{h\nu}{kT}}-1}\Delta\nu=\dfrac{h\nu^3}{\exp{\frac{h\nu}{kT}}-1}\Delta\nu.

Jednym z najpiękniejszych przykładów rozkładu Plancka jest kosmiczne promieniowanie tła.

spectrum

Jest ono z wielką dokładnością opisane krzywą Plancka i ma temperaturę niecałe 3K, co oznacza, że większość energii przypada w nim na mikrofale o długościach milimetrowych. Trudno w tym zakresie prowadzić pomiary z Ziemi, toteż zwykle dokonuje się tego z satelitów. Najdoskonalsza do tej pory aparatura pomiarowa badająca promieniowanie tła nie przez przypadek nazwana została misją PLANCK.

(*) Pokażemy, jak można z entropii znaleźć średnią energię w funkcji temperatury. Klasyczna definicja entropii wiąże jej przyrost z ilością ciepła \Delta Q oraz temperaturą:

\Delta S=\dfrac{\Delta Q}{T}=\dfrac{\Delta E}{T}.

Druga równość odnosi się już do przypadku naszych oscylatorów. Musimy więc obliczyć, o ile zmieni się entropia, gdy dostarczymy jakąś niewielką dodatkową energię \Delta P\varepsilon. Zmiana entropii jest równa

\Delta S=k\ln\dfrac{(N+P+\Delta P)!N!P!}{N!(P+\Delta P)!(N+P)!}=k\Delta P\ln\dfrac{N+P}{P}.

Korzystamy tu z \Delta P\ll P, a także pominęliśmy jedynki jako dużo mniejsze od naszych liczb P oraz N. Możemy uzyskane wyrażenie wstawić do związku

\dfrac{\Delta S}{\Delta E}=\dfrac{1}{T}.

Odwracając to równanie i pamiętając, że E=P\varepsilon, otrzymujemy wynik (*).

Wyrażenie kwantowe przechodzi w klasyczne, gdy h\nu=\varepsilon\ll kT, mamy wtedy:

\dfrac{\varepsilon}{\exp{\frac{\varepsilon}{kT}}-1}\approx kT.

Wynika to z faktu, że dla wartości x\ll 1 funkcję wykładniczą można przybliżyć \exp x\approx 1+x. Dla małych częstości przybliżenie klasyczne jest prawidłowe, jednak częstości promieniowania nie są ograniczone z góry, więc aby uzyskać poprawną zależność, potrzebny jest wzór kwantowy.

Dodatkowa proporcjonalność do \nu^2 we wzorze Plancka jest sprawą czysto techniczną: w trójwymiarowym pudełku liczba dozwolonych drgań (czyli fal stojących) rośnie jak pole powierzchni kuli.


26 Jan 00:05

Lista 40 bezpłatnych stron edukacyjnych z różnych dziedzin


According to www.webometrics.info, there are more than 17 000 universities in the world, but getting a degree in many of them is quite costly. Many students around the world(and their families) get into big debts or have to work over sixty hours a week in order to afford an Education.
25 Jan 23:52

Strona z tysiącami zeskanowanych czasopism.


Na belce u góry można wybrać interesujące nas kategorie. Czasopisma w wielu językach, nie tylko po angielsku. Oczywiście są też pisma XXX.
25 Jan 18:26

Skąd się wzięło słowo "forsa"?

Co wyraz "forsa", który pojawił się w języku polskim już w XVIII wieku, ma wspólnego z "forsowaniem"?
23 Jan 20:33

"C N R" transmituje 24/7 stary dobry Cartoon Network!


Wspomnienia, przybywajcie!
23 Jan 17:42

Przemyt narkotyków i ucieczki – incydenty z polskich więzień

by Adam

Jeden z naszych Czytelników, Piotr, znalazł w sieci dokumenty dotyczące polskiej służby więziennej. W naszej ocenie nie jest to to efekt wycieku, a dokumenty mogły być świadomie opublikowane – niemniej zawierają bardzo ciekawe informacje.

Od czasu do czasu czytamy o przypadkach przemytu narkotyków do więzienia lub o spektakularnych ucieczkach więźniów.… Czytaj dalej

21 Jan 19:12

Jak się zakochać - w kimkolwiek [ENG]


Autorka odtwarza eksperyment psychologa Arthura Arona, który sprawił, że dwoje ludzi zakochało się w sobie w laboratorium i pobrało. Wg Arona by zbudować bliskość wystarczy zadać sobie 36 pytań, a potem przez 4 minuty patrzeć sobie w oczy.
20 Jan 19:42

Grand Theft Auto ...w pigułce - cz. 3


Docieramy do momentu w którym GTA przestaje być produktem niszowym i staje się międzynarodowym fenomenem. O premierze GTA 3 i zmierzchu DMA Design w najnowszym Grand Theft Auto ...w pigułce! - za arhn.eu
20 Jan 19:42

Jak udawać mądrego


Wystąpienie na TEDx, które krok po kroku pomoże wam udawać mądrzejszych niż jesteście.
20 Jan 19:42

DżIHAD I ZGNIŁKI. Bogusław Wolniewicz o zamachu w Paryżu


Zgadzac sie nie trzeba ale posluchac warto, bo niewielu takich jak prof. Wolniewicz juz zostalo. Zyczylbym sobie polowy jego intelektualnych mocy i zasobow bedac 50 lat mlodszy.
20 Jan 19:42

Postal [PC] - retro (arhn.eu)


Kontrowersje ciągną się za grami wideo od początku istnienia tego medium. Kiedyś palono książki, potem za całe zło świata odpowiedzialne były radio, telewizja czy Dungeons and Dragons. Postal przypomina, że dyskusja na temat szkodliwości gier wideo nie ruszyła się z miejsa ani o krok.
20 Jan 19:41

Mitologia słowiańska. Studium historyczno - religioznawcze


Mitologia słowiańska w powszechnej kulturze jest często pomijana, a co za tym idzie lekceważona i zapomniana. Jest to błąd, odcięcie się od naszego dziedzictwa narodowego. Ci, którzy o niej zapomnieli, nie wiedzą co tracą. Właśnie przypomnieniu o niej służy poniższy artykuł. Źródłem, nad...
19 Jan 15:23

Drapieżca, GMO, kukułka

by Slwstr
   
 
“The data indicate that the dogs more commonly experienced tooth loss and tooth fracture than the wolves, despite reportedly being fed mostly soft foods such as blubber and fish. The higher rates observed in the dogs likely is a result of food stress and self-provisioning through scavenging. The ability to self-provision was likely important for the long-term history of dog use in the north. Dogs also more commonly experienced cranial fractures than wolves, particularly depression fractures on their frontal bones, which were likely the result of blows from humans. ”
— Losey, R. J., Jessup, E., Nomokonova, T., & Sablin, M. (2014). Craniomandibular trauma and tooth loss in northern dogs and wolves: implications for the archaeological study of dog husbandry and domestication. PLoS ONE, 9 (6)

Kilka miesięcy temu ukazała się praca, której autorzy analizowali czaszki dawnych psów i żyjących wtedy wilków. Porównywali częstotliwość występowania różnego rodzaju uszkodzeń u tych zwierząt.

Psy znacznie częściej niż wilki pozbawione były zębów lub miały te zęby uszkodzone. Jak się wydaje to konsekwencja ich trybu życia – resztki zostawiane przez ludzi to zwykle kości i bardziej twarde części ciała zwierząt, nadreprezentacja takiego pokarmu w psiej diecie sprawiała, że zęby psów częściej doznawały uszkodzeń, niż zęby ich wilczych kuzynów.

Psy znacznie częściej miały także uszkodzone kości czaszki. Znak, że głównym typem interakcji między ludźmi i psami, przynajmniej z początku, było dawanie psom po głowie, gdy robiły coś nie po myśli swoich ludzkich towarzyszy.

 
  Foto: yosuke muroya, użyte, zmodyfikowane i udostępnione na licencji CC BY-NC 2.0.

Foto: yosuke muroya, użyte, zmodyfikowane i udostępnione na licencji CC BY-NC 2.0.

Jeśli chodzi o wilka, to zawsze intrygowało mnie, jak właściwie myśleć o tym stworzeniu. Jako wielki drapieżnik został przez ludzi niemal doprowadzony do wyginięcia.

Pod tym względem kontrastuje on z gatunkami na pierwszy rzut oka bardziej umiejętnie adaptującymi się do koegzystencji z ludźmi, jak na przykład lisy, które w ostatnich latach znalazły świetne środowisko życia w postaci ludzkich miast.

  Foto: Huw, użyte, zmodyfikowane i udostępnione na licencji CC BY-SA 2.0.

Foto: Huw, użyte, zmodyfikowane i udostępnione na licencji CC BY-SA 2.0.

 

Ale pies nie tylko powstał z wilka, w biologicznych kategoriach to wciąż wilk. Psy mogą krzyżować się z dzikimi wilkami i ich potomstwo jest w pełni żywotne i płodne. Wyginięcie dzikiego wilka byłoby poważną stratą ekologiczną, ale wilk jako taki poszedł w adaptacji do życia w zmienionym przez ludzi środowisku znacznie dalej niż lisy czy jakiekolwiek inne psowate. Żyje nie w ludzkich osadach czy miastach, ale w ludzkich domach.

Biorąc pod uwagę z jaką troską wielu ludzi dba dzisiaj o szczenięta i wyrastające z nich psy, zawsze wydawało mi się, że pies stał się czymś w rodzaju ssaczej kukułki, podrzucającej swoje młode naiwnym nagim małpom, z troską zajmującym się opieką nad puchatymi kuleczkami i propagacją ich samolubnych genów.

  Gigantyczne pisklę kukułki karmione przez przybranego rodzica. Foto: David Cook, użyte, zmodyfikowane i udostępnione na licencji CC BY-NC 2.0.

Gigantyczne pisklę kukułki karmione przez przybranego rodzica. Foto: David Cook, użyte, zmodyfikowane i udostępnione na licencji CC BY-NC 2.0.

Żołnierz, wysłany by zabijać ludzi, ratuje dwa znalezione szczeniaki. Foto: The U.S. Army, użyte, zmodyfikowane i udostępnione na licencji CC BY 2.0.

Żołnierz, wysłany by zabijać ludzi, ratuje dwa znalezione szczeniaki. Foto: The U.S. Army, użyte, zmodyfikowane i udostępnione na licencji CC BY 2.0.

 

Najwyraźniej nie jestem odosobniony w tej konstatacji. O domestykacji myśli się zwykle jako jakimś procesie urabiania gatunków przez ludzi na własne potrzeby, ale z punktu widzenia ewolucji to po prostu adaptacja populacji danego organizmu do środowiska, akurat pełnego ludzi. Wynika z działania presji selekcyjnej wywieranej przez Homo sapiens, co do swojej natury tak samo działającej na geny adaptującego się gatunku, jak każda inna. W przypadku psów selekcja szła w kierunku, byśmy nie tylko zaczęli tolerować ich obecność w swojej okolicy, ale poświęcali im coraz więcej uwagi i zasobów.

Idea, że psy to pasożyty może się kłócić z intuicyjnym przekonaniem, że psy przynoszą nam korzyści, już choćby na poziomie samopoczucia. Nie mówiąc o tym, że wiele z nich daje wymierne korzyści. To prawda, być może kiedyś psy żyły z ludźmi głównie w relacji nazywanej przez ekologów (tych prawdziwych, nie oszołomów z Greenpeace) mutualizmem. Ludzie zostawiali psom resztki jedzenia, psy pomagały w polowaniach.

  Foto: Geraint Rowland, użyte, zmodyfikowane i udostępnione na licencji CC BY 2.0.

Foto: Geraint Rowland, użyte, zmodyfikowane i udostępnione na licencji CC BY 2.0.

 

Dziś z kolei wiele psów, w tym hordy bezdomnych zamieszkujących miasta całego świata, to komensale – żywią się resztkami zostawianymi przez ludzkość, ale nie przynoszą szczególnych korzyści czy szkód. 

Ale większość domowych psów dzisiaj nie przynosi prawdopodobnie żadnych ewolucyjnych korzyści ludziom, którzy je hodują. Jest to dobry pretekst by wyćwiczyć się w ewolucyjnym myśleniu. Myślenie takie wymaga zajrzenia pod powierzchnię przejściowych fenomenów jakimi są osobniki i ich życia. Intuicja, że pasożytnictwo musi się wiązać z subiektywnie odczuwanym przez osobnika atakowanego przez pasożyty dyskomfortem jest błędna.

Weźmy wspomniane wcześniej kukułki. Jasnym jest, że ofiary kukułek tracą na wychowaniu swoich przybranych dzieci. Pisklęta kukułek nie tylko zużywają zasoby – czas, energię i uwagę – swoich przybranych rodziców, bardzo często aktywnie zabijają przybrane rodzeństwo.

  

Ale czy przybrani rodzice kukułek cierpią z powodu swoich dziwnych dzieci? Nie wiemy, być może odczuwają stratę reszty potomstwa w postaci jajek (czy ptaki są prolajfowe?), ale zapewne sam fakt wychowywania kukułczego potomstwa nie jest źródłem szczególnego cierpienia przybranego rodzica.

W istocie, na tym polega pasożytnictwo uprawiane przez kukułkę, że eksploatuje ona behawior żywiciela, skutecznie manipulując nim za pomocą odpowiednio dobranych sygnałów. Jakie to sygnały? Pisklęta kukułek mają wyolbrzymione pewne cechy, które u piskląt wielu gatunków są sygnałem indukującym zachowania rodzicielskie, takie jak jaskrawa barwa jamy gębowej, szczególnie silnie zaznaczona u tych zwierząt.

W ogóle dla postronnego obserwatora fakt, że ofiara kukułki nie orientuje się, że z jej dzieckiem jest coś nie tak, może się wydawać osobliwy, szczególnie w późniejszych etapach kukułczego wzrostu, gdy małe jest często wielokrotnie większe od przybranego rodzica. Pokazuje to tylko, że rzutujemy własną percepcję na zupełnie obce nam gatunki. Dla ludzi pisklę kukułki i wychowujący go rodzic to obiekty, których niepodobieństwo objawia powierzchowna nawet wizualna kategoryzacja.

Jeśli chodzi jednak o sygnały, które ptasiego rodzica skłaniają do rozpoznania w pisklęciu czegoś, co wymaga opieki i troski, pisklę kukułki jest w stanie zapewnić je wszystkie. Richard Dawkins w Samolubnym genie zamieścił błyskotliwą metaforę, która pozwala zrozumieć rozziew między tym, czym pisklę kukułki faktycznie jest, a tym, jak reagują nań rodzice. Metafora ta porównuje pisklę kukułki do... pornografii.

  To tak naprawdę nie jest porno, ale chyba nie myśleliście, że wrzucę takowe na swojego blogaska? Ponadto: czemu miałbym tylko zasłaniać żeńskie sutki, są bardziej podniecające, czy co?

To tak naprawdę nie jest porno, ale chyba nie myśleliście, że wrzucę takowe na swojego blogaska? Ponadto: czemu miałbym tylko zasłaniać żeńskie sutki, są bardziej podniecające, czy co?

 

Graficzne treści pornograficzne czy erotyczne mogą wywołać i wywołują u ludzi silne odpowiedzi o charakterze seksualnym. Dzieje się tak pomimo tego, że są one niczym więcej niż plamami farby na papierze, lub wzorkiem wyświetlanym przez kawałek szkła, metalu i tworzyw sztucznych.

Seksualne pobudzenie jakie ludzie mogą czuć w zetknięciu z takimi obiektami jest analogiczne do wzmożenia rodzicielskiego instynktu u przybranych rodziców kukułki. Obiekt, który wywołuje te odczucia, sam w sobie nie ma nic wspólnego z obiektem, który jest ewolucyjnie domyślnym jako pierwotna przyczyna. Ale to bez znaczenia, wystarczy, że zawiera pewne niedoskonale odwzorowane, ale bardzo charakterystyczne cechy. Właściwe mechanizmy kognitywne w mózgach potrafią je wychwycić i zareagować na nie, pomimo, że poza tym ów obiekt – imitacja – jest zupełnie niepodobny do pierwowzoru.

Wchodząc w interakcje z treściami erotycznymi ludzie mogą doświadczać przyjemności. Wchodząc w interakcje z pisklęciem kukułki przybrani rodzice zapewne doznają subiektywnych emocji podobnych jak wszyscy inni ptasi rodzice.

W ten sposób wracamy do psów – małe kochane szczeniaczki wywołują w nas opiekuńcze uczucia. Częściowo wynika to z faktu, że wszystkie małe ssaki wykorzystują podobne sygnały by wyzwolić reakcje rodzicielskie (większe niż u dorosłych głowy w stosunku do rozmiarów reszty ciała, duże oczy, krótsze kończyny etc...). Ale w toku ewolucji psy uległy selekcji i zachowują szczenięce cechy nawet w dorosłości.

Subiektywnie i na poziomie osobniczym psy to kochane futrzaki. Z ich trzymania mamy choćby korzyści emocjonalne. Ale na poziomie genetycznym, na którym dzieje się ewolucja, całkiem możliwe, że psy to te wilki, których geny nauczyły się bezlitośnie eksploatować ludzi, wykorzystując naszą psychikę i opiekuńcze instynkty...

Jeśli notka ci się spodobała, rozważ polubienie fanpage’a bloga na Facebooku.

Foto w nagłówku: RickyNJ, użyto i zmodyfikowano na licencji CC BY NC SA 2.0.

Jeśli zauważyliście błędy, nieścisłości lub macie inne uwagi, wyślijcie mi wiadomość. Nie gwarantuję, że na nią odpiszę, ale każdą czytam uważnie.

19 Jan 15:20

Student Einstein, profesor Weber i diamenty (1906)

by jkierul

Albert Einstein miał trudności z dostaniem się na studia. Po pierwsze nie miał matury: gimnazjum w Monachium porzucił – nie podobała mu się sztywna atmosfera, a i on niezbyt się podobał nauczycielom. „ …Kiedy tak siedzisz w tylnej ławce i się uśmiechasz, to sama twoja obecność podważa mój autorytet wobec reszty uczniów” – oświadczył mu jeden z profesorów. Po drugie należało zdać egzaminy wstępne z wielu przedmiotów: historii politycznej, historii literatury, biologii, chemii, języków i rysunku. Einstein, wybitny z fizyki i matematyki, miał braki w niektórych innych przedmiotach. Zdawał na politechnikę w Zurychu, ETH (która nie wymagała świadectwa maturalnego) i oblał. Poradzono mu, aby poszedł jeszcze na rok do szkoły. Miał czas: skończył dopiero 16 lat. Za drugim razem go przyjęto. Były to w zasadzie studia nauczycielskie, po których otrzymywało się tytuł uprawniający do uczenia w szkole średniej.

Na politechnice zetknął się z profesorem Heinrichem Weberem, który prowadził wiele kursów i laboratoriów. Einstein z początku wyrażał się o Weberze w samych superlatywach, profesor także cenił zdolnego studenta. Po jakimś jednak czasie ich stosunki mocno się ochłodziły. Einstein przestał chodzić na wykłady, odkąd stwierdził, że niczego nowego się nie uczy – Weber za zbyt nowomodną uznawał np. teorię elektromagnetyzmu Maxwella, liczącą sobie ponad dwadzieścia lat. W dodatku student Einstein w pracowni chciał przeprowadzać wszystkie eksperymenty po swojemu, co prowadziło do konfliktów. Na domiar złego tytułował profesora: Herr Weber zamiast obowiązkowego Professor Weber. Toteż z pracy dyplomowej otrzymał zaledwie 4,5 (w skali do sześciu) i była to najsłabsza z jego ocen. Z takim dyplomem miał niewielkie szanse na zostanie na uczelni. Nigdy chyba Weberowi nie darował, bo wspominał go zawsze źle, co u Einsteina było raczej rzadkie. Prawdopodobnie profesor nie mógł wybaczyć studentowi, że ten śmie być od niego inteligentniejszy – zjawisko znane nie tylko w Zurychu z roku 1900.

Weberowi więc zawdzięczamy ten urzekający biografów obrazek: oto urzędnik Biura Patentowego w Bernie publikuje w 1905 roku przełomowe odkrycia z fizyki, których dokonał po godzinach pracy (osiem godzin, sześć dni w tygodniu). Oprócz teorii względności, będącej niemal w całości jego dziełem, Einstein zajmuje się w tym czasie wieloma zagadnieniami, wystarczyłoby ich na dorobek bardzo wybitnego uczonego (zresztą nagrodę Nobla dostał właśnie za te „inne” prace, teoria względności wydawała się bowiem kontrowersyjna).

W roku 1906 ukazuje się przełomowa praca Einsteina na temat ciepła właściwego kryształów, która do dziś stanowi rozdział podręczników. W pracy tej raz jeszcze skrzyżowały się losy profesora Webera i młodego doktora Einsteina.

Ciepło właściwe to ciepło potrzebne, aby ogrzać ustaloną ilość substancji o jeden stopień. Wiadomo było, że wiele kryształów ma takie same ciepło właściwe, jeśli tylko przeliczymy je na mol substancji. Prawidłowość ta została od nazwisk odkrywców nazwana prawem Dulonga-Petita. Ciepło molowe równe jest 3R=5,96 cal/mol·K (takich jednostek używał Einstein na wykresie poniżej). Stała R jest to stała gazowa, znana ze szkoły. Prawidłowość tę można wyjaśnić teoretycznie, jeśli przyjąć, że atomy w krysztale drgają wokół położeń równowagi. Gdy dostarczamy kryształowi energię (a więc go ogrzewamy), drgania stają się coraz intensywniejsze. Przy pewnej wielkości tych drgań kryształ się zdestabilizuje i ciało się stopi.Każdy atom stanowi więc oscylator powiązany z sąsiednimi atomami: jak układ mas połączonych sprężynami. Fizyka klasyczna (tzw. zasada ekwipartycji energii) przewiduje taką jak trzeba wartość ciepła właściwego. Tę elegancką zgodność teorii z eksperymentem popsuły (jak zwykle) dalsze eksperymenty. Okazało się, że niektóre kryształy, np. diament, mają ciepło właściwe dużo mniejsze niż 6 cal/mol·K. W latach siedemdziesiątych wieku XIX zagadnieniem tym zajmował się Heinrich Weber, wówczas asystent Hermanna von Helmholtza w Berlinie. Ciepło właściwe diamentu, a także niektórych innych ciał stałych wyraźnie maleje wraz z temperaturą. Jak się wydaje, także i tego faktu Einstein nie dowiedział się od Webera.

Niewielu fizyków zdawało sobie sprawę, jak bardzo ambarasujący są te wyniki eksperymentalne. Chodziło nie o jakąś anomalię budowy niektórych kryształów, lecz o kwestię zupełnie fundamentalną. Fizyka klasyczna, przedkwantowa, nie potrafi tego zjawiska wyjaśnić. W roku 1906 nie było też żadnej fizyki kwantowej ani poczucia, że jest ona do czegoś potrzebna. Kilka lat wcześniej Max Planck w innym zagadnieniu (promieniowania termicznego) przyjął założenie, że drgające ładunki emitujące promieniowanie nie mogą mieć dowolnej energii, lecz tylko pewien ich ciąg – energia jest skwantowana. Było to jednak inne zagadnienie, niemające wiele wspólnego z drganiami atomów w krysztale diamentu oprócz tego, że w obu przypadkach chodziło o drgania. Einstein przyjął, że drgania atomów w krysztale diamentu są skwantowane: tzn. atom taki nie może drgać z dowolną amplitudą, dozwolone są jedynie pewne skokowe jej wartości. To tak jakby wahadło mogło mieć tylko pewien skwantowany ciąg amplitud. Brzmi to cokolwiek szaleńczo, ale okazało się prawdą. Jeśli przyjmiemy, że energia drgań atomu może być równa tylko n\varepsilon, gdzie n jest liczbą naturalną (od zera począwszy), a \varepsilon pewną stałą energią charakterystyczną dla kryształów diamentu, to można wyjaśnić, czemu ciepło właściwe maleje z temperaturą. Przy wysokich temperaturach skok energii o \varepsilon staje się niezauważalny i wracamy do klasycznego wyniku.(*)

annalen_1906

Obliczenia Einsteina zostały na wykresie zestawione z wynikami uzyskanymi przez Webera. Einstein wykorzystał dane z powszechnie znanych tablic, nic nie wskazuje, aby przy tej okazji zwrócił się osobiście do Webera. Temperatura jest podana jako ułamek pewnej temperatury charakterystycznej dla diamentu i równej 1300 K. Ciepło właściwe wyrażone jest w kaloriach i dąży do wartości bliskiej 6 przy wysokich temperaturach. Wyjątkowość diamentu polega jedynie na tym, że owa charakterystyczna temperatura jest stosunkowo wysoka, nie potrzeba więc pomiarów w bardzo niskich temperaturach, aby wykryć odchylenia od prawa Dulonga-Petita.

Praca Einsteina na temat drgań w kryształach jest świetnym przykładem czegoś, co Arthur Koestler nazywał „sleepwalking”: chodzeniem przez sen. Twórcy teorii kwantowej: Planck, Einstein, Bohr poruszali się jak somnabulicy chodzący po dachu, którzy jakimś cudem nie robią sobie krzywdy i docierają szczęśliwie do nieznanego celu. Einstein miał dużo szczęścia w przypadku tej pracy: dane dla innych kryształów i ogólnie dla niskich temperatur nie potwierdzają jego zbyt uproszczonego modelu (choć niezbędne poprawki są czysto techniczne, chodzi o tzw. model Debye’a). Miał jednak rację co do zasady: drgania są skwantowane i w niskich temperaturach przejawia się to w cieple właściwym. Miał też rację przewidując, że ciepło właściwe powinno dążyć do zera, gdy temperatura dąży do zera bezwzględnego. Jego wyniki wykorzystał W. Nernst, formułując III zasadę termodynamiki.

(*)

Pokażemy, jak obliczyć ciepło właściwe kryształu. Korzystamy z podstawowego prawa fizyki statystycznej, że prawdopodobieństwo znalezienia układu w stanie o energii E_n jest równe

p_n=\dfrac{\exp(-E_n/kT)}{Z}.

Z jest tu pewną stałą zależną od temperatury, ale nie od energii E_n; k to stała Boltzmanna, T – temperatura. Z warunku unormowania prawdopodobieństw (suma wszystkich prawdopodobieństw musi być równa 1) otrzymujemy

Z=\exp(-E_1/kT)+\exp(-E_2/kT)+\ldots

W naszym przypadku średnią energię drgającego atomu możemy zapisać jako

E=p_1 E_1+p_2 E_2+\ldots=\dfrac{\varepsilon\exp(-\varepsilon/kT)+2\varepsilon\exp(-2\varepsilon/kT)+\ldots}{\exp(-\varepsilon/kT)+\exp(-2\varepsilon/kT)+\ldots}.

Jest to w zasadzie średnia ważona z energii, w której wagami są eksponenty. Musimy wysumować dwa szeregi: w liczniku i w mianowniku. Prostszy jest ten w mianowniku, oznaczając x=\exp(-\varepsilon/kT) otrzymujemy dla mianownika

Z=1+x+x^2+\ldots=\dfrac{1}{1-x}.

Jest to suma szeregu geometrycznego. Sumę w liczniku możemy uzyskać albo różniczkując ostatnią równość po x, albo zauważając, że można ją zapisać jako

x+2x^2+3x^3+\ldots=
=(x+x^2+x^3+x^4+\ldots)+(x^2+x^3+x^4+\ldots)+(x^3+x^4+\ldots)+\ldots=
=xZ+x^2 Z +x^2 Z+\ldots=x(1+x+x^2+\ldots)Z=xZ^2.

Ostatecznie więc dostajemy energię średnią drgającego atomu równą

E=\dfrac{\varepsilon}{\exp\frac{\varepsilon}{kT}-1}

Ciepło właściwe przedstawione na wykresie to pochodna tej funkcji po temperaturze.


19 Jan 15:11

Andy The Android Emulator

by Tomek Kondrat
run-pic

Andy is the free Android emulator allowing you to run the most amazing applications and games directly on your PC. It works on Windows and is tested on Mac OS X and GNU/Linux. Use your phone as a controller and take advantage of your PC now!

The post Andy The Android Emulator appeared first on xda-developers.

17 Jan 20:41

Bowling Ball

by xkcd

Bowling Ball

You are in a boat directly over the Mariana Trench. If you drop a 7kg bowling ball over the side, how long would it take to hit the bottom?

Doug Carter

It is a good thing you mentioned the weight, because of a very surprising fact:

Most bowling balls float.

It's true. Bowling balls all have about the same volume, so they all displace the same weight in seawater—12.13 lbs, or about 5.5 kg. But their weights vary substantially, from as little as 6 lbs to a max of 16. Only the balls that weigh more than 12.13 lbs will sink.

"Hang on a moment," the serious bowlers reading this are saying, "most bowling balls are at the heavy end of that range. The usual range is more like 14-16 lbs for men and 10-14 lbs for women. Maybe the average women's ball floats, but the overall average ball surely sinks."

This is definitely true for serious bowlers, but for casual bowlers, it might be better to define the "average" ball using the distribution on the rack of balls at the local bowling alley. These house balls often list the weight on them, so rather than go to a bowling alley, I just sifted through all the Flickr photos of bowling balls and tallied up all the visible weights. The average was 10½ lbs.

So at the very least, for most people, the average bowling ball they've picked up in their lives probably floats. If nothing else, this makes the popular simile "sank like a bowling ball"—which appears in a number of books—seem a little poorly chosen.[1]In defense of the authors of Volume 53 of North Dakota Quarterly, the simile they used is, "sank like a bowling ball in whipped cream," which is perfectly reasonable. On the other hand, How To Hook a Man (And a Baby) and The Year's Work in Lebowski Studies are on their own.

But Doug's bowling ball is 7 kg (15.5 lbs), making it plenty heavy enough to sink in the ocean. How fast will it fall?

Small falling spheres in viscous (goopy) liquids (like hair gel) exhibit weird behaviors and sometimes complex oscillation, but bowling balls falling through water are pretty straightforward. Their falling speed is determined by the drag equation and their weight (accounting for buoyancy). For Doug's bowling ball, that terminal velocity will be roughly 1.3 meters per second, which means it will take two hours and 20 minutes to reach the bottom. That's plenty of time to enjoy a two-hour movie.

A 13-pound bowling ball, which is much closer to neutrally buoyant in seawater, would take four and a half hours to reach the bottom. On the other hand, a bowling ball made of solid iron would reach the bottom in half an hour.

A bowling ball made of lead would reach the bottom in 23 minutes, and a bowling ball made of solid gold would make it in 17. However, a bowling ball made of solid gold would also weigh more than the average bowler.[2]At least, I think it would, but I can't think of a way to sample the weight of the average bowler without getting punched. A bowling ball made of solid osmium, the heaviest naturally-occurring element, would weigh 120 kilograms, and could sink to the bottom of the Mariana Trench in just 16 minutes.

But what if you got the weight wrong? What if the bowling ball you were using turned out to be 7 pounds, not 7 kilograms? Or maybe it's 10.5 pounds—the "average" bowling ball, at least according to a dubious Flickr sample.

In that case, the ball would never reach the bottom. Instead, it would drift sideways with the currents. We can track what course it would take using the Adrift.org.au ocean plastic tracking tool. The bowling ball would first drift west, past Luzon in the Philippines, then probably north along the coast of China, turning right at Japan and heading out over the Pacific.

Sometime in the summer of 2018, it would approach the coast of California. Most likely, it would follow the coast for a little while, then become swept up in the great Pacific garbage patch.

However, it's possible that it would be swept up on shore instead. If, during those three years, Doug took his boat from the Mariana islands to Los Angeles, found a nice, sheltered cove, and set up ten carefully weighted bowling pins just below the surface, then there is a tiny, tiny chance ...

... that he could succeed in bowling the single most improbable strike of all time.

17 Jan 20:40

Legenda o Żmiju, Żyrosławie i początkach Żmigrodu U stóp Beskidu Niskiego istni...

by My Słowianie - obyczaje, język, kultura
Legenda o Żmiju, Żyrosławie i początkach Żmigrodu

U stóp Beskidu Niskiego istniał przed wiekami gród, w którym mądry i waleczny Żyrosław rządy swe sprawował. Pod zamkiem owego księcia znajdowała się jaskinia ciemna, w której Żmij groźny się zagnieździł. Był to potwór ogromny, skrzydlaty i łuskami pokryty, a na skroniach jego złota spoczywała korona. diamentami wysadzana, jako znak panowania nad gadzim plemieniem. Bestia respekt wielki wzbudzała, toteż na na rozkaz Żyrosława przynoszono jadło pod pieczarę potwora, aby jego głód nasycić. Wielka za tym mądrość księcia się kryła, albowiem syty Żmij nikogo nie niepokoił, a kiedy tylko wojska nieprzyjaciół pod gród się zbliżyły, potwór z jaskini swej wyłaził i przerażonych napastników samym widokiem swym do odwrotu zmuszał.

Kiedy kilka dni później jadło Żmijowi poniesiono ten ani spojrzeć nie chciał na nie. Przeto posiłek dlań przygotowany przed grotą przez tydzień stał nietknięty. Nikt wyjaśnić takiego braku apetytu nie zdołał, aż pewien starzec, mądry niczym Salomon, przypomniał sobie ową nocną wyprawę młodzieńców, o której głośno w grodzie było, i ze smutkiem oznajmił, że widać potwór raz ludzkiego spróbowawszy mięsa, tak w nim się rozsmakował, że nic więcej w paszczę wziąć nie zechce. Zaraz też za zgodą księcia, któremu o obawach owych doniesiono, wyciągnięto z lochów skazańca, który i tak życie swe miał postradać, i u wejścia do jaskini łańcuchem przykuto. Nazajutrz kajdany same brzęczały na wietrze, na znak, że monstrum nieszczęśnika pożarło, i na potwierdzenie przypuszczeń najgorszych.

Padł strach wielki na mieszkańców grodu, którzy pojęli, że głodny Żmij na nich szczerzył będzie odtąd swe zębiska. Zasmucił się wielce Żyrosław, a poddanych swych uchronić pragnąc, wojny przeciw sąsiadom wszczął, aby jeńców pozyskać. A że zawsze był zwycięski, przeto przed jaskinią wrogów potworowi na ofiarę złożonych nigdy nie brakowało. Tak książę spokój od groźnego potwora zapewnił zdołał grodowi.

Lecz napadani sąsiedzi ani myśleli racje nieprzyjaciela zrozumieć, lecz sprzymierzyli się i wspólnie wojsko dzielnego Żyrosława pobili. Księcia zaś samego przed jaskinią kajdanami przykuli, zostawiając mu jeno miecz i włócznię, aby choć z bronią w ręku zginął. Czekał Żyrosław na swój los, z niepokojem ku wejściu do groty spoglądając, lecz skóry swej tanio sprzedać nie zamierzał. Kiedy więc Żmij łeb swój wychylił złowrogi i paszczę rozwarł szeroko, książę chwycił miecz i na sztorc w nią wepchnął, szczęki śmiercionośne bezbronnymi czyniąc. A gdy gad ogromny szamotać się począł, porwał Żyrosław włócznię i potwora do ziemi nią przybił. Umęczony władca zdołał z kajdan się oswobodzić do rannej bestii podchodząc, koronę złotą z głowy jej ściągnął. W jednej chwili Żmij skurczył się i w zwykłego zamienił węża. Nie czekało wiele ptactwo okoliczne, które zaraz na gada się rzuciło i dziobami swymi rozszarpało. Tak zakończył swe życie Żmij, który lęk dotąd wielki wzbudzał.

Żyrosław zaś, przez lud swój wybawcą okrzyknięty, koronę potwora na skronie swe włożył, najpotężniejszym z władców się stając. Wojen już jednak nie prowadził, lecz w pokoju z sąsiadami żyć począł. Gród zaś jego na pamiątkę Żmigrodem nazwano.

Źródło:
"Księga smoków polskich"
Tekst - Bartłomiej Grzegorz Sala
Ilustracje - Witold Vargas i Paweł Zych


17 Jan 20:40

Dlaczego mówimy "górnik", a nie "dolnik"?

Czy można powiedzieć, że górnik pracuje "na kopalni"? Czy poprawne są formy "na portierni", "na sali" czy "na recepcji"?
15 Jan 07:19

Wciąż trzeba uczyć abecadła gospodarczego, by nie zwyciężyło państwo socjalne


Dobre wystąpienia nowego prezesa KNP.
14 Jan 21:01

11 prostych i skutecznych trików matematycznych których nie uczą w szkole


Niekonwencjonalna nauka podstawowych wyliczeń pomocna dla gorzej radzących sobie z królową nauk.
14 Jan 21:01

Wyprawa po uran.


Relacja z części wycieczki mającej na celu znalezienie uranu i poznanie kopalnii, w których występuje również ametyst i fluoryt. Warto zobaczyć szczeliny, które są mniej więcej szerokości człowieka kilkadziesiąt metrów pod ziemią. Film zawiera niecenzuralne słownictwo.
14 Jan 21:00

Niesamowite właściwości szarego mydła


Często zapominamy, że szare mydło choć niepozorne i nieciekawe, posiada wiele zalet. Najkrócej mówiąc – pierze, myje i łagodzi.Szare mydło kojarzy nam się z dużą, pożółkłą i pozbawioną zapachu kostką o nieatrakcyjnym wyglądzie, która nie ma nic wspól
14 Jan 19:29

Siedem dni

by Slwstr

Minął tydzień od krwawego zamachu w redakcji francuskiego tygodnika satyrycznego Charlie Hebdo. Tydzień to w hiper-rzeczywistości współczesnych mass-mediów, social mediów i czarnych luster[1] czas aż nadto wystarczający, byśmy mogli zobaczyć całe spektrum reakcji. Przyjrzenie się tym reakcjom może być bardzo pouczające.

 
 

Wojna cywilizacji

Środowiska prawicowe i nacjonalistyczne prześcigały się w ukazywaniu jak masakra w redakcji Charlie Hebdo potwierdza ich obsesje i lęki związane z islamizacją i niechybnym nadejściem Eurabii.

Doskonały przykład takiej narracji, ugładzonej na potrzeby mainstreamowego dziennika[2], dostarczył Jerzy Haszyczyński w Rzeczpospolitej:

Błędy widać po skutkach. Znaczna część muzułmanów nie zamierza przestrzegać zasad obowiązujących w krajach Zachodu, które ich przyjęły, często wsparły materialnie i dały obywatelstwo.

(…) Można oczywiście znaleźć muzułmanów, którzy są w pełni oddani europejskim wartościom, szanują wolność słowa, demokrację, a nawet w ich obronie giną jak policjant Ahmed dobity przez terrorystów w pobliżu redakcji “Charlie Hebdo”.

Ale muzułmańscy reformatorzy, liberałowie to nisza. Raczej nie poradzą sobie z wielce pożądaną operacją przekonania muzułmańskich mas do asymilacji, a przynajmniej akceptacji europejskich reguł gry.

Pytanie, czy komuś innemu się to uda. Być może, w krajach, w których całe dzielnice, a wkrótce całe miasta, będą muzułmańskie, jest już na to za późno. Być może politycy i aktywiści nie są już tam w stanie powstrzymać prawdziwej wojny cywilizacji.

W tym tekście widać szereg szokujących przekłamań, które trudno wyjaśnić inaczej niż albo skrajnym niedbalstwem piszącego dziennikarza, albo złośliwym i intencjonalnym wykrzywianiem faktów. Zacznijmy od stwierdzenia, że Europa stoi wobec widma islamizacji czyli przejmowania dzielnic a wkrótce całych miast - jak napisał autor Rzeczpospolitej – przez skrajnie niechętnych europejskości imigrantów.

To typowy mem islamofobiczny, tyleż popularny co błędny. Opiera się na wyssanej z palca ludowej demografii, zgodnie z którą nieunikniona jest demograficzna dominacja islamskich imigrantów nad rdzenną ludnością europejską. Marcin Pierzchała poświęcił tej kwestii artykuł we Władzy sądzenia. Pozwolę sobie tutaj przytoczyć kilka kluczowych ustępów (całość tutaj):

Straszenie, że Stary Kontynent – w tym przede wszystkim Europa Zachodnia – staną się muzułmańskie, co ma mieć miejsce „w najbliższej przyszłości”, posiada już długą tradycję. (…).
Nie można również zaprzeczać statystykom ukazującym systematyczny wzrost wyznawców islamu na Starym Kontynencie. (…) Na początku lat 80. na Wyspach mieszkało niecałe 750 000 wyznawców islamu. Według danych spisowych z 2001 roku dla Anglii i Walii ich liczba wynosiła już ponad 1,5 miliona, co stanowiło około 3% całości populacji. Oznacza to, że podwojenie liczebności tych grup nastąpiło w okresie około dwudziestu lat. (…)
Jednocześnie, przywołując dane z Wielkiej Brytanii, warto porównać je z formułowanymi prognozami pojawiającymi się na łamach np. prasy nad Sekwaną w latach 80., które kreowały wizję muzułmańskiej Francji w 2020 roku (…). W październiku 1985 roku czasopismo „Le Figaro Magazine” wywołało skandal, publikując na okładce popiersie Marianny udekorowane w islamską chustę, któremu towarzyszył artykuł „Marianna w chuście” zawierający nieprawdziwe dane demograficzne, zapowiadający istnienie większości muzułmańskiej za czterdzieści lat. (…)
O wizjach sprzed dwudziestu i trzydziestu lat należy pamiętać w kontekście obecnego wieszczenia, że wyznawcy islamu przemienią w najbliższych latach Stary Kontynent w islamski kalifat. Dotyczy to, po zamachach z 11 września 2001 roku, medialnej kariery terminu Eurabia, autorstwa włoskiej dziennikarki Oriany Fallaci. Fallaci opisuje przyszłość Starego Kontynentu jako islamskiej kolonii, która powstanie w wyniku prowadzonej przez muzułmanów tzw. „polityki brzucha”, związanej z wysoką dzietnością tych społeczności. (…) Taką apokaliptyczną przyszłość w książce Niemcy same się likwidują z 2010 roku kreślił również Tillo Sarrazin (…). Według tego polityka i ekonomisty w wielkich miastach w Niemczech, poczynając od 2030 roku, muzułmanie będą stanowili większość, a około 2045 roku dla mniejszości mieszkańców niemiecki będzie językiem ojczystym. (…)
Pomimo to, jedynie w dwóch krajach Europy Zachodniej przewiduje się, że za około 20 lat liczba wyznawców islamu przekroczy 10% ogólnej liczby mieszkańców. Dotyczy to Francji, gdzie w 2030 roku prawie 7 milionów muzułmanów ma stanowić około 10,3% populacji tego kraju oraz Belgii, gdzie ponad milion muzułmanów będzie stanowić 10,2% wszystkich obywateli. (…)
W świetle takich wyliczeń trudno jest utrzymać argument o tym, że grozi nam zalew muzułmanów czy islamizacja całej Europy, jaka była prognozowana przez Orianę Fallaci czy Tillo Sarrazina. W przypadku tego ostatniego autora warto podkreślić fakt, że w Niemczech za niecałe 20 lat muzułmanie mają stanowić około 7% wszystkich mieszkańców – jest to dalekie od wizji mówiącej o likwidacji całego narodu niemieckiego.
(…)
Obecnie, współczynnik dzietności wśród muzułmanek w Europie, pozostaje na dość niskim poziomie – średnio na jedną kobietę przypada 2,2 dziecka, podczas gdy wśród niemuzułmanek było to 1,8 dziecka w okresie 2005–2010. Podobne niewielkie różnice zauważalne są także w krajach Europy Zachodniej. (…) Jeszcze mniejsze różnice przewidywane są w okresie 2025–2030. Średnia dzietność dla muzułmanek ma wynieść wówczas poniżej progu zastępowalności pokoleń – 2,0 pod- czas gdy dla niemuzułmanek 1,6. Różnica będzie mniejsza niż w okresie 2005–2010.

Śmiem też twierdzić, że wizja przepaści aksjologicznej między tak zwanym światem islamu a światem (post)chrześcijańskim może być przesadzona (nie mówiąc o tym, że trzeba dokonać nieprawdopodobnego uproszczenia, by w ogóle mówić o takich rzeczach jak świat islamu). Łatwo konstruować sobie wizje, w których ludzie gotowi do aktów terroru są absolutnie obcy naszemu pojmowaniu świata, ale łatwość ta może wynikać tylko ze skrajnej ignorancji lub historycznej amnezji dotyczącej przecie wydarzeń niedawnych.

  Kadr z filmu Ostatnie kuszenie Chrystusa.

Kadr z filmu Ostatnie kuszenie Chrystusa.

 

Nakręcony przez Martina Scorsese film Ostanie kuszenie Chrystusa stał się obiektem wielkich kontrowersji jako atakujący religijne uczucia chrześcijan[3]. Obrazoburczy obraz wywołał różnorakie reakcje, w tym zasadnicze potępienia za strony przedstawicieli wielu chrześcijańskich kościołów, którzy uznali go za przekroczenie dopuszczalnych granic ekspresji artystycznej. Nie skończyło się jednak na potępieniach.

W 1988 roku obrzucono koktajlami Mołotowa paryskie kino Saint Michel, w którym akurat pokazywano wspomniany film. W zamachu rannych zostało trzynaście osób, cztery stanęły w płomieniach i doznały ciężkich poparzeń, jedna była w stanie ciężkim. Był to tylko jeden z kilka terrorystycznych zamach związany z projekcjami filmu Scorsese, które przeprowadzili chrześcijańscy fundamentaliści[4].

Nie zgadniecie z jakim ugrupowaniem politycznym powiązani byli owi chrześcijańscy terroryści. Z Frontem Narodowym, dziś pod przywództwem Marin Le Pen, ugrupowaniem usilnie propagującym narrację o śmiertelnym zagrożeniu islamskim fundamentalizmem…

Chrześcijańscy terroryści uciekali się do zamachów nie tylko celem zdławienia wolności wypowiedzi godzących w ich delikatne uczucia religijne. W latach 80 i 90 zeszłego wieku jeden z wyjątkowo skutecznych sposobów bronienia życia (zarodków i płodów ludzkich), wynaleziony tym razem przez amerykańskich chrześcijan, stanowiło wysadzanie klinik aborcyjnych lub mordowanie poszczególnych osób nie stosujących się do chrześcijańskiego dogmatu o świętości życia prenatalnego[5].

Jeśli ktoś rozpętuje nagonkę na wszystkich wyznawców danej wiary, bo tak a nie inaczej zachowało się ekstremum, cóż, sam jest niebezpiecznym fanatykiem. Z kolei przekonanie, że na przykład islamski ekstremizm sam w sobie stanowi w Europie większy problem, niż wciąż tlący się europejski nacjonalizm, wydaje mi się szalenie naiwne i podszyte bezrozumnym strachem, który paraliżuje osąd. Europejski nacjonalizm swego czasu posłał do gazu nie dwunastu, nie stu, nawet nie tysiąc, ale kilka milionów ludzi, zaś napędzające go strach i nienawiść do innego wciąż są obecne w europejskich duszach.

 
 

Antagonizacja społeczeństwa

Dominującą reakcją na masakrę była ta pod szyldem #jesuischarlie. Jako forma protestu wobec mordowania satyryków, którzy poważyli się naruszać tabu, niewątpliwie zasługuje na szacunek, chociaż, jak zobaczymy później nie jest to aż tak powszechna opinia. Niezależnie od tego nie wolno nam zapominać, że prawdopodobnie głównym celem tego ataku, obok bezpośredniego zastraszanie zachodnich społeczeństw, było ich zantagonizowanie na linii imigranci-miejscowi.

Napięcia na linii muzułmańska mniejszość-niemuzułmańska większość są realne, we Francji tym silniejsze, że państwo aktywnie i prawnie dyskryminuje muzułmańską mniejszość[6], która z kolei, wyalienowana, ma czasami tendencję do alergicznego reagowania na wszelkie rzeczywiste lub domniemane ataki na swoją tożsamość i wiarę. Atak na Charlie Hebdo tylko zwiększył lub, jak ujął to Juan Cole, wyostrzył różnice:

Dla grup terrorystycznych w rodzaju Al-Kaidy problematyczne okazuje się to, że – choć ich głównym zapleczem rekrutacyjnym jest społeczność muzułmańska – większość muzułmanek i muzułmanów nie wykazuje zainteresowania terroryzmem. Co więcej, nie wykazują zainteresowania polityką, a w jeszcze mniejszym stopniu islamem politycznym. We Francji mieszka 66 milionów osób, z czego pięć milionów jest pochodzenia muzułmańskiego. W sondażach jednak okazuje się, że mniej niż jedna trzecia tej liczby, mniej niż dwa miliony, deklaruje religijność. Francuscy muzułmanie są najbardziej świecką społecznością wywodzącą się z islamu na całym świecie (podobnie niskie wskaźniki zainteresowania religią i praktykowania jej nakazów deklarują tylko muzułmanie w krajach byłego ZSRR). Wielu muzułmanów przybyło do powojennej Francji jako niepiśmienni pracownicy fizyczni, a ich po miejsku kosmopolitycznym dzieciom i wnukom daleko do bliskowschodniego fundamentalizmu – bardziej interesuje ich rap czy współczesna wersja algierskiej muzyki rai. W Paryżu, gdzie muzułmanie są średnio lepiej wykształceni, ale i bardziej religijni, zdecydowana większość opowiada się przeciwko przemocy i deklaruje lojalność wobec republiki.
Grupy takie jak Al-Kaida chcą skolonizować umysły francuskich muzułmanów i muzułmanek, ale zderzają się z murem obojętności.
Jeśli jednak uda się jej podsycić antymuzułmańską wściekłość Francji, skierowaną przeciwko muzułmanom tylko za to, że nimi są, możliwe stanie się stworzenie wspólnej tożsamości politycznej, opartej właśnie na krzywdzie dyskryminowanych.
Ta strategia przypomina kroki podejmowane przez stalinistów w początkach ubiegłego wieku. Filozof Karl Popper pisał kiedyś o swoim półrocznym flircie z marksizmem w 1919 roku, gdy studiował na Uniwersytecie Wiedeńskim. Porzucił kółko marksistowskie, gdy odkrył, że młodzi bolszewicy uciekają się do prowokacji, które miały skończyć się prawdziwą konfrontacją militarną. W jednej z nich, 15 lipca 1919, policja zastrzeliła ośmiu socjalistów na Hörlgasse. Dla tych z bolszewików – później stalinistów – którzy pozbawieni byli wszelkich skrupułów, takie właśnie „zaostrzanie sprzeczności” między pracą i kapitałem (w obliczu faktu, że większość klasy pracującej i studentów w Wiedniu nie chciała obalać klasy posiadającej) było wygodnym rozwiązaniem.

Nawiasem mówiąc to kolejna rzecz, która często znika z dyskursu wokół masakry w redakcji Charlie Hebdo, czyli fakt, że głównym celem islamskiego terroryzmu jako takiego są sami muzułmanie. W Europie jest to wpływ pośredni, opisany przez Cole’a mechanizm wyostrzania różnić. Czy działa? Oczywiście.

W skali świata jest to wpływ bezpośredni – najliczniej mordowaną i terroryzowaną przez islamskich ekstremistów grupą są inni muzułmanie. Pokazuje to nędzę opowiastek spod znaku wojny cywilizacji, w których nieokreślona, acz działająca spójnie i w porozumieniu masa muzułmańska czyha na swobodę równie nieokreślonego Zachodu.

W rzeczywistości tymi, nad którymi kontrolę chcą przejąć ekstremiści, są przeciętni muzułmanie. Ludzie ci może niekoniecznie są na gruncie swojej aksjologii tożsami ze zsekularyzowanymi mieszkańcami Zachodu, ale nie są też krwiożerczymi monstrami, które dniami i nocami marzą o ścięciu niewiernego i kupieniu za obciętą głowę ekspresowego biletu do nieba.

Nie tak dawno świat wyrażał głęboki podziw dla Malali Yousafzai, ofiary talibanu. Próba zastrzelenia nastolatki opisywana była często jako kolejny akt dzikiego islamu nienawidzącego zachodnich wartości, tak jakby nie dotyczyła pobożnej muzułmańskiej dziewczyny z Pakistanu, która mimo swej pobożności nie odbiera prawa do edukacji jako obcej jej, zachodniej wartości.

  Malala Yousafzai, niedoszła ofiara talibanu, laureatka pokojowej nagrody Nobla, muzułmanka. Foto: Southbank Centre, użyte, zmodyfikowane i udostępnione na licencji CC BY 2.0.

Malala Yousafzai, niedoszła ofiara talibanu, laureatka pokojowej nagrody Nobla, muzułmanka. Foto: Southbank Centre, użyte, zmodyfikowane i udostępnione na licencji CC BY 2.0.

 
 

Nie jestem Charlie

Jak powiedziałem, nie wszystkim w smak była akcja spod znaku #jesuischarlie. Nie w smak była na przykład prawicowym, religijnym fundamentalistom różnych denominacji. Choć politycznie poprawnie odcinali się i potępiali mord, trudno nie było wyczuć w ich słowach, że satyrycy, bluźnierczy bezbożnicy, dostali za swoje.

Ale nie tylko prawicowa ekstrema krzywiła się na masowe wyrazy solidarności z zabitą redakcją i jej działalnością. W Polsce tak o masakrze pisała Justyna Samolińska w serwisie strajk.eu:

Cały świat powtarza od środy „Je suis Charlie”, „Jestem Charlie”. Uważam, że zamach był aktem potwornego, niewybaczalnego barbarzyństwa. Ale ja nie jestem Charlie. Komiksy „Charlie Hebdo” mnie nie śmieszą – widzę w nich nie tyle łamanie tabu, co drwinę ze słabszych, jakimi we francuskich warunkach są biedniejsi, gorzej wykształceni i na wielu poziomach wykluczani imigranci z krajów muzułmańskich. Poza karykaturami Mahometa, w tygodniku pojawiały się też np. obrazki, przedstawiające ciężarne kobiety o ciemnej skórze, z wykrzywionymi twarzami żądające zasiłków socjalnych – trudno lepiej wpisać się w skrajnie prawicowy dyskurs pogardy wobec kolorowych imigrantów, żerujących na zachodnich państwach. Nie będę się bić o taką wolność słowa. W żadnym wypadku nie twierdzę, że to, co się stało, jest wynikiem prowokacji ze strony redakcji, czy że rysownicy zasłużyli sobie na straszną, przedwczesną śmierć. Nie ma usprawiedliwienia dla takiej zbrodni, a odpowiedzialność zawsze ponosi sprawca, a nie ofiara. Ale jeśli z mam się identyfikować z którąś z ofiar, niech będzie to Ahmed Merabet. Jak większość osób, które zginęły wskutek islamskiego terroryzmu, był muzułmaninem i, również jak większość, zginął przypadkiem. Broniąc życia i zdrowia białych facetów, rysujących obraźliwe rysunki o jego religii.

Podobne teksty jak grzyby po deszczu wyrosły w zagranicznych lewicowych serwisach, prasie i na blogach. Richard Seymour, autor bloga Lenin’s Tomb, nazwał Charlie Hebdo publikacją rasistowską, której autorzy włączali się w systemową opresję muzułmańskiej mniejszości obrażając drogie jej symbole[7]. Z tego powodu wyraz solidarności z zabitymi ujęty w wiralnym tagu #jesuischarlie stanowił według niego nic innego jak wsparcie rasistowskich treści Charlie Hebdo.

Chyba jeszcze dalej poszedł Corey Oakley z australijskiego lewicowego pisma Red Flag, którego szczególnie oburzyła narracja zawarta w licznych obrazkach i komentarzach po masakrze, tych, które deklarowały, że ołówek jest silniejszy niż kula. Według niego rzeczywisty sposób w jaki Zachód walczy z terroryzmem to bomby i drony, zwykle celowane w niewinnych, zaś ci, co twierdzą, że walka z religijnym ekstremizmem może zachodzić w obszarze idei to hipokryci.

W jaki sposób imperialne działania zachodnich rządów mają się do działania niewielkiej anarchistycznej gazetki – tego Oakley nie wyjaśnił. Pozwolił sobie jednak na jakże przyzwoitą obserwację, że jest niebywałym objawem humanitaryzmu muzułmanów, że tak rzadko mordują tych, którzy obrażają ich religię[8].

Taka pisanina jest dla mnie podwójnie szokująca. Szokuje mnie, że ktoś może do tego stopnia dać się ponieść bezkrytycznemu upojeniu ideałom walki z upiorami rasizmu czy imperializmu, że aż zaczyna być awatarem dziejowej sprawiedliwości posuwającej się do obwiniana ofiar terrorystycznego ataku o bycie przyczyną tego ataku.

Szokuje mnie jeszcze bardziej, że ktoś piszący z pozycji krytyka postaw islamofobicznych, może w polemicznym ferworze odmalować muzułmanów jako grupę jak żywo wyjętą z opowieści skrajnej prawicy – krwiożercze monstra z trudem, od czasu do czasu wcale, powstrzymujące się od mordowania niewiernych nie dość szanujących ich Proroka.

Owo ujęcie, w którym redakcja Charlie Hebdo to przede wszystkim podli rasiści, wpisujący się w islamofobiczne francuskie nastroje, jest tym bardziej odpychające, że wymaga zignorowania, że satyrycy i dziennikarze z tego pisma otwarcie atakowali francuski rasizm i antyimigrancką, prawicową histerię.

W ostatnim tygodniu wielokrotnie można było usłyszeć, że karykatury Charlie Hebdo uciekały się do jawnie rasistowskiego obrazowania. Seymour, którego przywoływałem wyżej, nie wahał się rzucić takim oskarżeniem, jednocześnie bezczelnie odmawiając wskazania jakichkolwiek przykładów takowych rasistowskich treści[9]. Justyna Samolińska też wspominała coś o powielaniu prawicowych stereotypów o imigrantach. Zapewne nawiązywała do tej okładki:

Nie sądzę, by coś lepiej pokazywało niedbałość i polemiczną nędzę sporej części lewicowego pisania o Charlie Hebdo, niż bezmyślne powtarzanie głupot, które łatwo zweryfikować guglając przez chwilę i znajdując na przykład wyjaśnienia treści tych rysunków, których dostarczają ludzie władający francuskim[10].

Wskazana wyżej ilustracja w dość okrutny, ale trafny sposób drwiła z hipokryzji społeczeństwa, które z jednej strony lamentowało i solidaryzowało się z porwanymi ofiarami islamistycznych bojówek, z drugiej strony gotowe jest nazywać wykluczone imigrantki, często uciekające przed skrajnie opresyjnym środowiskiem, pasożytami. Dla przedstawicielki polskiej lewicy obrazek wpisuje się w dyskurs skrajnej prawicy. Obrazek, którego główna myśl brzmi tak, że gdyby porwane dziewczęta, które jakże mocno wspierano intensywną wiralizacją hastaga #BringBackOurGirls, przenieść do Francji, to zostałyby zapewne obwołane przez prawicę zasiłkowymi królowymi pasożytującymi na zdrowej, rdzennej tkance francuskiego społeczeństwa.

Edit: już po publikacji tej notki wskazano mi tekst Oliviera Tonneau, który obnaża manowce lewicowej narracji oskarżającej Charlie Hebdo o antyimigrancki rasizm nieskończenie lepiej, niż cokolwiek, co ja mógłbym napisać. Koniecznie przeczytajcie.

 
 

Wolność słowa

Główna słabość podejścia niektórych ludzi z lewej strony politycznego spektrum nie polega nawet na niesłusznym oskarżaniu Charlie Hebdo w kwestii domniemanego rasizmu, a na próbie sprowadzenia aktywności ludzi tworzących ten tygodnik do czczej, agresywnej złośliwości nie mającej innego celu, niż tylko obrażenie delikatnych uczuć religijnych muzułmanów. Pomijają oni fakt, że ci satyrycy świadomie narażali się na śmierć, bo, że islamscy ekstremiści chcą ich zabić, wiadomo było od dawna. Choć jedyny morderczy, nie był to przecie pierwszy atak na redakcję Charlie Hebdo.

To z kolei zwyczajnie musi wprowadzić nowy element do dyskusji. Nie zgadzałeś się z satyrykami, gdy drwili z islamu? Uważałeś, że jest to złośliwe i rasistowskie, przynajmniej w kontekście ogólnej dyskryminacji muzułmanów we Francji? Cóż, twoje prawo. Ale skoro teraz ich zabito, to może warto chociaż rozważyć, że ich praca miała, obok czysto rasistowskiej złośliwości, także inny cel i znaczenie? Być może ich obrazki były szczerą próbą sprzeciwienia się dławieniu artystycznej i słownej ekspresji przez fanatyków?

  Foto: Valentina Calà, użyte, zmodyfikowane i udostępnione na licencji CC BY-SA 2.0.

Foto: Valentina Calà, użyte, zmodyfikowane i udostępnione na licencji CC BY-SA 2.0.

 

Oto jak wyjaśnił to Ross Douthat[11] w The New York Times:

Pozwólcie, że w obliczu okrutnych morderstw w redakcji satyrycznej francuskiej gazety Charlie Hebdo zaproponuję trzy wstępne tezy dotyczące bluźnierstwa w wolnym społeczeństwie.
1) Prawo do bluźnienia (albo wywoływania obrazy) jest niezbędne dla trwania liberalnego porządku.
2) Nie ma obowiązku bluźnić, zaś wolność społeczeństwa nie jest proporcjonalna do ilości bluźnierstwa, którą ono produkuje i pod wieloma względami wybór by obrażać (na gruncie religijnym lub innym) może być rozsądnie skrytykowany jako bezsensowny, antagonizujący, niepotrzebnie okrutny lub po prostu głupi.
3) Zasadność i mądrość krytycyzmu skierowanego wobec wypowiedzi obraźliwych jest odwrotnie proporcjonalna do poziomu śmiertelnego zagrożenia, jakie bluźnierca ściąga na siebie.

Rozumowanie Douthata jest proste. O ile satyra Charlie Hebdo mogła się wydawać nienawistną, bezsensowną złośliwością wycelowaną w dyskryminowaną mniejszość, mord na redakcji pokazał, że ukryta w ich szyderstwach teza o zagrożeniu wolności wypowiedzi (jak i wolności w ogóle) terrorem fanatyzmu jest prawdziwa. Własne dlatego ten mord jest dobrym powodem, by zadeklarować Jestem Charlie!.

Hybrydowe społeczeństwa rządzone mieszanką liberalizmu i demokracji są tworami, w których atakowanie uczuć religijnych może być w złym smaku, może być (i jest!) poddane społecznej cenzurze, ale próby cenzury ze strony religijnych fundamentalistów za pomocą mordów najzwyczajniej w świecie są gorsze od najgorszych bluźnierstw. Znowu Douthat:

Powtarzam, liberalizm nie opiera się na tym, że wszyscy obrażają wszystkich cały czas i jest zupełnie w porządku preferować społeczeństwo, w którym obrażanie dla samej sztuki obrażania jest raczej ograniczone niż powszechne. Ale gdy zniewagi są objęte sankcją morderstwa, to właśnie wtedy potrzebujemy ich więcej, nie mniej, gdyż mordercy nie mogą nawet przez chwilę mieć powody do myślenia, że ich strategia odniosła sukces.
 
 

Pierwszy numer Charlie Hebdo wydany po maskarze ma okładkę, na której Mahomet trzyma kartkę z napisem Je suis Charlie. Ponad nim znajduje się napis mówiący, że wszystko jest wybaczone.

The New York Times poświęcił dość długi artykuł opisujący kulisy powstawania tego numeru (z oczywistych względów niezwykle dramatyczne). W artykule nie pojawiła się nawet malutka reprodukcja okładkowej grafiki z Charlie Hebdo.

Je suis Charlie, zaiste, pod warunkiem, że nikogo to nie obrazi[12]

 
 

Jeśli notka wydaje ci się sensowna, rozważ polubienie fanpage’a bloga na Facebooku.

Foto w nagłówku: Formosa Wandering, użyto, zmodyfikowano i udostępniono na licencji CC BY-NC 2.0.

Jeśli zauważyliście błędy, nieścisłości lub macie inne uwagi, wyślijcie mi wiadomość. Nie gwarantuję, że na nią odpiszę, ale każdą czytam uważnie.


  1. Ci, którzy oglądają pewien serial, wiedzą o co chodzi.  ↩

  2. Przykład nieugładzony można znaleźć w postaci bełkotliwego wywodu Ziemkiewicza na jego fanpage’u.  ↩

  3. Za Wikipedią:  ↩

    „Ostatnie kuszenie Chrystusa” znalazło się w pierwszej dziesiątce „Najbardziej antykatolickich filmów wszech czasów” (na pozycji 8.), według rankingu opublikowanego przez amerykańskie pismo katolickie „Faith & Family”. W uzasadnieniu podano, że film ten obraża wszystko co święte w religii chrześcijańskiej: od postaci Jezusa ukazanego jako schizofrenika i odmawiającego złożenia ofiary na krzyżu, po Piotra, który w porównaniu z heroicznym Judaszem wydaje się zwyczajnym tchórzem. Film ten znalazł się również w rankingu 25 najbardziej kontrowersyjnych i szokujących obrazów wszech czasów, opublikowanym przez amerykańskie pismo branży filmowej „Entertainment Weekly”.

  4. Oto jak na bieżąco opisywał to wtedy New York Times:  ↩

    „Government officials, religious leaders and film directors condemned today an apparent arson attack against a Paris theater that was showing Martin Scorsese’s film ‘‘The Last Temptation of Christ.’’ The fire Saturday night left 13 people hospitalized, 1 of them in serious condition.

    The fire, if it proves to be arson, would be the most serious incident in a series of attacks against the film in Paris, Lyons, Nice, Grenoble and several other French cities. The incidents have included the clubbing of moviegoers and the throwing of teargas and stink bombs in theaters.

    The film, which seeks to show the human side of Jesus and which includes a scene in which he imagines having sex with Mary Magdalene, created a storm of controversy throughout France well before the movie opened in 17 theaters in Paris on Sept. 28. The Theater Is Gutted

    After the attack left the theater, the Cinema St.-Michel in the Latin Quarter, gutted, there was just one movie theater in Paris still showing the film. That theater, the Gaumont Champs-Elysees, was under heavy police protection. ‘‘Last Temptation’’ had opened in 50 theaters outside Paris, but is now playing in fewer than 20.”

  5. Listę ataków i zamachów można znaleźć na Wikipedii, tutaj fragment dotyczący działań jednej z lepiej zorganizowanych chrześcijańskich grup terrorystycznych:  ↩

    „The Army of God, an underground terrorist organization active in the United States, has been responsible for a substantial amount of anti-abortion violence. In addition to numerous property crimes, the group has committed acts of kidnapping, attempted murder, and murder. In August 1982, three men identifying as the Army of God kidnapped Hector Zevallos (a doctor and clinic owner) and his wife, Rosalee Jean, holding them for eight days. In 1993, Shelly Shannon, a very active member of the Army of God, was found guilty of the attempted murder of Dr. George Tiller. That same year, law enforcement officials found the Army of God Manual, a tactical guide to arson, chemical attacks, invasions, and bombings buried in Shelly Shannon’s backyard. Paul Jennings Hill was found guilty of the murder of both Dr. John Britton and clinic escort James Barrett. The Army of God supported Hill, saying that “whatever force is legitimate to defend the life of a born child is legitimate to defend the life of an unborn child… if in fact Paul Hill did kill or wound abortionist John Britton, and accomplices James Barrett and Mrs. Barrett, his actions are morally justified if they were necessary for the purpose of defending innocent human life”. The AOG claimed responsibility for Eric Robert Rudolph’s 1997 shrapnel bombing of abortion clinics in Atlanta and Birmingham.„

  6. Sądzę w każdym razie, że zakaz noszenia strojów zakrywających włosy czy twarz w miejscach publicznych jest zasadniczo niezgodny z zasadami ustroju liberalnego, choć jednocześnie chroni muzułmanki, które nie chcą nosić burki.  ↩

  7. Oto stosowny fragment z jego bloga:  ↩

    „Now, I think there’s a critical difference between solidarity with the journalists who were attacked, refusing to concede anything to the idea that journalists are somehow ‘legitimate targets’, and solidarity with what is frankly a racist publication."

  8. Nie żartuję:  ↩

    „What is extraordinary, when even the most cursory consideration of recent history is taken into account, is not that this horrific incident occurred, but that such events do not happen more often. It is a great testament to the enduring humanism of the Muslim population of the world that only a tiny minority resort to such acts in the face of endless provocation.”

  9. Seymour napisał:  ↩

    „I will not waste time arguing over this point here: I simply take it as read that - irrespective of whatever else it does, and whatever valid comment it makes - the way in which that publication represents Islam is racist. If you need to be convinced of this, then I suggest you do your research, beginning with reading Edward Said’s Orientalism, as well as some basic introductory texts on Islamophobia, and then come back to the conversation.”

  10. Takie jak to, dostępne w serwisie Quora:  ↩

    „This cover is mixing two unrelated elements which made the news at about the same time: - Boko Haram victims likely to end up sex slaves in Nigeria - Decrease of French welfare allocations

    In France, as in probably every country who has welfare allocations, some people criticize this system because some people might try to game it (e.g., “welfare queens” idea). Note that if we didn’t had it there would probably be much more people complaining because the ones who really need it would end up in extreme poverty.

    Charlie Hebdo is known for being left-wing attached and very controversial, and I think they wanted to parody people who criticize “welfare queens” by taking this point-of-view to the absurd, to show that immigrant women in France are more likely to be victims of patriarchy than evil manipulative profiteers.

    And of course if we only stay on the first-degree approach, it’s a terrible racist and absurd cover.

    As Adrien points out in his answer, it was neither the first nor the last time Charlie Hebdo used this kind of “satirical news mixing”, and had no "preferred target”.”

  11. Tutaj oryginalne brzmienie nieudolnie przeze mnie przetłumaczonych wyimków:  ↩

    „In the wake of the vicious murders at the offices of the satirical French newspaper Charlie Hebdo today, let me offer three tentative premises about blasphemy in a free society.

    1) The right to blaspheme (and otherwise give offense) is essential to the liberal order.

    2) There is no duty to blaspheme, a society’s liberty is not proportional to the quantity of blasphemy it produces, and under many circumstances the choice to give offense (religious and otherwise) can be reasonably criticized as pointlessly antagonizing, needlessly cruel, or simply stupid.

    3) The legitimacy and wisdom of criticism directed at offensive speech is generally inversely proportional to the level of mortal danger that the blasphemer brings upon himself.

    (…)

    Again, liberalism doesn’t depend on everyone offending everyone else all the time, and it’s okay to prefer a society where offense for its own sake is limited rather than pervasive. But when offenses are policed by murder, that’s when we need more of them, not less, because the murderers cannot be allowed for a single moment to think that their strategy can succeed.”

  12. W tym kontekście polska prasa zachowała się lepiej, niż amerykańska.  ↩

14 Jan 19:12

[wideo] Szczery zwiastun filmu Finchera

by Shadowmage
Tym razem grupa Screen Junkies przygotowała kolejny "szczery zwiastun: tym razem filmu Davida Finchera pt. "Zaginiona dziewczyna". 
14 Jan 07:15

Choose Which Apps Run On Boot With This Nexus 5 Mod

by Mario Tomás Serrafero
20150114015902174

XDA Senior Member garynych shared his Autostart_menu MOD that will add a menu to your settings where you can select which apps start when you boot up your phone. Flashable for 5.0.1 stock ROM. Great for keeping your phone slim after booting!

The post Choose Which Apps Run On Boot With This Nexus 5 Mod appeared first on xda-developers.

13 Jan 10:42

Darwin czyli pochwała faktów

by jkierul

„Wie pan, wszystko jest rozwojem. Ta zasada wiecznie idzie naprzód. Najpierw była nicość, potem coś było; potem, zapomniałam co – chyba muszle, potem ryby; a potem my przyszliśmy, zaraz, czy to my byliśmy potem? Mniejsza z tym, w końcu byliśmy my, a następną zmianą będzie coś znacznie od nas wyższego, coś ze skrzydłami. Ach, już wiem: byliśmy rybami, a potem staniemy się chyba krukami. Musi pan to koniecznie przeczytać”.

Słowa te wypowiada lady Constance, bohaterka powieści Benjamina Disraelego Tancred; or, The New Crusade („Tankred, czyli nowa krucjata”). Książka ukazała się w roku 1847, a więc na dwanaście lat przed publikacją O powstawaniu gatunków Darwina. Niektórzy sądzili, że teoria ewolucji powstała już dawno, większość uczonych uważała ją za ostatecznie obalony przesąd.

W 1847 roku Darwin już od dziesięciu lat rozwijał swoją wersję teorii ewolucji, niemal nikt jednak wtedy o tym nie wiedział. Był uczonym prywatnym, mógł robić, co chciał, nie musiał się więc spieszyć, czekał, aż pewne myśli dojrzeją. Chciał także zebrać więcej faktów.

Od młodości był kolekcjonerem faktów i okazów przyrodniczych. Najpierw była podróż na pokładzie okrętu „Beagle”, znalazł się tam, gdyż porucznik FitzRoy obawiał się o zdrowie psychiczne i chciał mieć towarzysza podróży, drugiego dżentelmena, z którym mógłby rozmawiać przy obiedzie. Darwin był więc pasażerem, który sam płacił za podróż i miał wolną rękę w ekspedycjach przyrodniczych na ląd, wszystkie okazy zebrane w trakcie podróży były jego prywatną własnością. Po powrocie został członkiem kilku towarzystw naukowych, ale i to były organizacje prywatne, utrzymywane ze składek członków. Nigdy nie pracował zarobkowo. Nie musiał, gdyż majątku ojca wystarczyło na swobodne życie. Nie oznaczało to jednak żadnych ekstrawagancji, Darwin był oszczędny, skrzętnie prowadził rejestr wydatków i przychodów, niczego nie wyrzucał, szkoda mu było pozbywać się nawet kartek papieru zapisanych tylko po jednej stronie. Majątek w jego sferze pełnił rolę wskaźnika moralności: kto był zdrów, pomnażał talenty dzięki pracowitości i wstrzemięźliwości. Darwin przyznawał, że nigdy nie potrafił wypić kieliszka wina bez wyrzutów sumienia. Nie było mowy o wydatkach dla kaprysu. Staranność w prowadzeniu interesów sprawiła, że podwoił odziedziczony majątek, pod koniec jego życia wart on był 300 000 tysięcy funtów (jakieś 15 milionów dzisiejszych funtów).

W roku 1842 sprowadził się z rodziną do Down (dzisiaj Downe), niewielkiej wioski pod Londynem i tam spędził następne czterdzieści lat, niewiele wyjeżdżając. Gabinet, dom, najbliższa okolica stały się na długie miesiące i lata jego całym światem.

Rozdz 8 Gabinet Darwina

Nad kominkiem wisiały trzy portrety: Josepha Hookera, botanika i najbliższego przyjaciela, Charlesa Lyella, geologa i mistrza, z którym różnił się w poglądach na ewolucję, oraz Josiaha Wedgwooda, wspólnego dziadka Darwina i jego żony Emmy, założyciela fabryki porcelany i fajansu, przedsiębiorcy i członka Towarzystwa Księżycowego, skupiającego uczonych i wynalazców. Drugi dziadek i przyjaciel Wedgwooda, Erasmus Darwin, głosił teorię ewolucji jeszcze przed Lamarckiem.

Charles Darwin, dżentelmen bez obowiązków, był człowiekiem iście tytanicznej pracy. Jego namiętność naukowa była niewiarygodna, nie potrafiły go powstrzymać nawet choroby, a przechorował całe lata. Twierdził, że dzięki złemu zdrowiu mniej czasu zmarnował na spotkania towarzyskie (które zresztą bardzo lubił).

Publikację swej teorii odkładał, ponieważ stale wydawała mu się niegotowa, wciąż miał nadzieję zebrać więcej faktów i zrozumieć więcej konkretnych szczegółów. Nauka jest bowiem niczym, jeśli nie jest strukturą, powiązaniem, a właściwie całą siecią powiązań, które wcale nie są oczywiste. Przed Newtonem nikt nie widział związku między ruchami planet a spadaniem jabłek z jabłoni. Przed Darwinem uczeni dziwili się, czemu różne organizmy są tak znakomicie przystosowane do swego trybu życia albo czemu np. wszystkie kręgowce mają zbliżoną budowę anatomiczną. Doniosłość pracy naukowej zmierzyć można tym, jak bardzo należało w jej wyniku zmienić podręczniki. Czasem chodzi o wzmiankę w jakiejś monografii, rzadko o cały rozdział, a już tylko zupełnie wyjątkowe są teorie, które zmuszają do napisania podręczników od nowa. Tak było w przypadku Newtona, tak było także w przypadku Darwina.

Co w takim razie było głównym wkładem Darwina? Przede wszystkim spostrzeżenie, że świat ożywiony nie wymaga Centralnego Planisty, który najpierw wszystko sobie ułożył, a potem wykonał. Nawet największe „cuda natury”, jak np. oko ludzkie, znakomicie przystosowane do zbierania i przetwarzania sygnałów świetlnych, nie świadczą o żadnym projekcie, są wynikiem kolejnych stopniowych udoskonaleń, które zwiększały możliwość przeżycia organizmów. Ewolucja przypomina nieco w działaniu technikę: kolejne urządzenia są niewielkim ulepszeniem (a czasami pogorszeniem) poprzednich, trwają jednak te, które najlepiej służą swemu celowi, zmieniając się z czasem coraz bardziej: pomyślmy, jak zmieniał się wygląd telefonu czy komputera. Żywe organizmy są więc wytworem historii, która być może nie musiała tak się potoczyć, ale skoro była taka, a nie inna, ma wpływ na chwilę bieżącą. Miewamy np. czkawkę, bo pochodzimy od ryb i płazów, które oddychały zarówno skrzelami (w wodzie), jak i prymitywnymi płucami (na lądzie), zostały nam po nich mięśnie zaciskające głośnię, które czasem uruchamiają się w kłopotliwy sposób. Itd. itp. Wymiar czasu został wprowadzony do nauki. Nie tylko biologia nabrała dzięki temu sensu, a być może stała się właśnie w tym momencie jednolitą dziedziną wiedzy, która ma swój jednolity kościec intelektualny – własny paradygmat. Myślenie historyczne istotne bywa i w innych dziedzinach: np. w kosmologii. W XX wieku zrozumiano, że swoją historię ma nie tylko życie na Ziemi, ale i Układ Słoneczny, a także cały wszechświat. Niektórzy, jak Lee Smolin, sądzą, że i w fizyce należy dopuścić jakiś rodzaj myślenia historycznego czy ewolucyjnego. To sprawa otwarta. Nie ulega jednak kwestii, że dzięki Darwinowi myślimy dziś inaczej. Może nawet, pamiętając o swych zwierzęcych przodkach, nauczymy się kiedyś lepiej panować nad swymi niektórymi skłonnościami. Ludzie przez wieki wierzyli, że są uczynieni na boże podobieństwo i jednocześnie dopuszczali się wszelkich możliwych okropieństw (często zresztą w imię boże, ostatecznie okrzyk: „Allahu akbar” nie różni się tak bardzo od: „Bij, kto w Boga wierzy”). Może przydałby się nieco trzeźwiejszy punkt widzenia: jesteśmy sprytnymi zwierzętami, które świetnie potrafią wykorzystywać swoje otoczenie, a często i współplemieńców. Należałoby z tego wyciągać wnioski, zamiast opowiadać o duszy nieśmiertelnej.


12 Jan 13:25

Krótka historia PING-a

by sekurak
Jak prawie wszystkie początki Internetu, również narzędzie ping wywodzi się z kręgów wojskowych, co opisuje krótka historia tego narzędzia (autorstwa autora pinga ;-). Mike Muuss opisuje zarówno historię nazwy ‘PING’, ale również kilka ciekawostek, typu przekierowanie pinga przez pewnego administratora do zestawu stereo: [crayon-54bd56861e80a115642381/] Głośniki były ustawione na pełną moc,...
12 Jan 13:09

Jesteśmy u siebie

by Adam Gabryelów
Islamski terroryzm wygrał. Nie tylko zemścił się na ludziach, którzy z niego kpili, ale pokonał też zachodnie wartości w bardziej ogólnym znaczeniu. Wiele europejskich i amerykańskich mediów przyznało terrorystom rację. Publicznie. W trosce o własne zyski, wygodę i bezpieczeństwo. Zachodnie media zachowały się tak, jak kazali im terroryści. Zaczęli respektować ich żądania. Tak oto przedstawiana [...]
08 Jan 14:39

Jesteś zdolny, ale leń? W końcu dobra prezentacja z polskiego TEDa.


Ktoś ci kiedyś powiedział: "jesteś zdolny, ale leń"? Słowa te pomagają, czy szkodzą? Na TEDxToruń Roman Łoziński mówił o słomianym zapale i motywacji do osiągania ambitnych celów. W powiązanych wcześniejsza wykopana prezentacja Romana Łozińskiego.
08 Jan 14:16

[wideo/humor] Wszystkie błędy "Ghost Ridera"

by Shadowmage
"Ghost Rider" nie należy do najwybitniejszych dzieł światowego kina, więc nic dziwnego, że grupa Cinema Sins wzięła go na warsztat. Oto film przestawiający wszystkie błędy obrazu: twórcom zajęło to blisko 20 minut!