Minął tydzień od krwawego zamachu w redakcji francuskiego tygodnika satyrycznego Charlie Hebdo. Tydzień to w hiper-rzeczywistości współczesnych mass-mediów, social mediów i czarnych luster[1] czas aż nadto wystarczający, byśmy mogli zobaczyć całe spektrum reakcji. Przyjrzenie się tym reakcjom może być bardzo pouczające.
Wojna cywilizacji
Środowiska prawicowe i nacjonalistyczne prześcigały się w ukazywaniu jak masakra w redakcji Charlie Hebdo potwierdza ich obsesje i lęki związane z islamizacją i niechybnym nadejściem Eurabii.
Doskonały przykład takiej narracji, ugładzonej na potrzeby mainstreamowego dziennika[2], dostarczył Jerzy Haszyczyński w Rzeczpospolitej:
Błędy widać po skutkach. Znaczna część muzułmanów nie zamierza przestrzegać zasad obowiązujących w krajach Zachodu, które ich przyjęły, często wsparły materialnie i dały obywatelstwo.
(…) Można oczywiście znaleźć muzułmanów, którzy są w pełni oddani europejskim wartościom, szanują wolność słowa, demokrację, a nawet w ich obronie giną jak policjant Ahmed dobity przez terrorystów w pobliżu redakcji “Charlie Hebdo”.
Ale muzułmańscy reformatorzy, liberałowie to nisza. Raczej nie poradzą sobie z wielce pożądaną operacją przekonania muzułmańskich mas do asymilacji, a przynajmniej akceptacji europejskich reguł gry.
Pytanie, czy komuś innemu się to uda. Być może, w krajach, w których całe dzielnice, a wkrótce całe miasta, będą muzułmańskie, jest już na to za późno. Być może politycy i aktywiści nie są już tam w stanie powstrzymać prawdziwej wojny cywilizacji.
W tym tekście widać szereg szokujących przekłamań, które trudno wyjaśnić inaczej niż albo skrajnym niedbalstwem piszącego dziennikarza, albo złośliwym i intencjonalnym wykrzywianiem faktów. Zacznijmy od stwierdzenia, że Europa stoi wobec widma islamizacji czyli przejmowania dzielnic a wkrótce całych miast - jak napisał autor Rzeczpospolitej – przez skrajnie niechętnych europejskości imigrantów.
To typowy mem islamofobiczny, tyleż popularny co błędny. Opiera się na wyssanej z palca ludowej demografii, zgodnie z którą nieunikniona jest demograficzna dominacja islamskich imigrantów nad rdzenną ludnością europejską. Marcin Pierzchała poświęcił tej kwestii artykuł we Władzy sądzenia. Pozwolę sobie tutaj przytoczyć kilka kluczowych ustępów (całość tutaj):
Straszenie, że Stary Kontynent – w tym przede wszystkim Europa Zachodnia – staną się muzułmańskie, co ma mieć miejsce „w najbliższej przyszłości”, posiada już długą tradycję. (…).
Nie można również zaprzeczać statystykom ukazującym systematyczny wzrost wyznawców islamu na Starym Kontynencie. (…) Na początku lat 80. na Wyspach mieszkało niecałe 750 000 wyznawców islamu. Według danych spisowych z 2001 roku dla Anglii i Walii ich liczba wynosiła już ponad 1,5 miliona, co stanowiło około 3% całości populacji. Oznacza to, że podwojenie liczebności tych grup nastąpiło w okresie około dwudziestu lat. (…)
Jednocześnie, przywołując dane z Wielkiej Brytanii, warto porównać je z formułowanymi prognozami pojawiającymi się na łamach np. prasy nad Sekwaną w latach 80., które kreowały wizję muzułmańskiej Francji w 2020 roku (…). W październiku 1985 roku czasopismo „Le Figaro Magazine” wywołało skandal, publikując na okładce popiersie Marianny udekorowane w islamską chustę, któremu towarzyszył artykuł „Marianna w chuście” zawierający nieprawdziwe dane demograficzne, zapowiadający istnienie większości muzułmańskiej za czterdzieści lat. (…)
O wizjach sprzed dwudziestu i trzydziestu lat należy pamiętać w kontekście obecnego wieszczenia, że wyznawcy islamu przemienią w najbliższych latach Stary Kontynent w islamski kalifat. Dotyczy to, po zamachach z 11 września 2001 roku, medialnej kariery terminu Eurabia, autorstwa włoskiej dziennikarki Oriany Fallaci. Fallaci opisuje przyszłość Starego Kontynentu jako islamskiej kolonii, która powstanie w wyniku prowadzonej przez muzułmanów tzw. „polityki brzucha”, związanej z wysoką dzietnością tych społeczności. (…) Taką apokaliptyczną przyszłość w książce Niemcy same się likwidują z 2010 roku kreślił również Tillo Sarrazin (…). Według tego polityka i ekonomisty w wielkich miastach w Niemczech, poczynając od 2030 roku, muzułmanie będą stanowili większość, a około 2045 roku dla mniejszości mieszkańców niemiecki będzie językiem ojczystym. (…)
Pomimo to, jedynie w dwóch krajach Europy Zachodniej przewiduje się, że za około 20 lat liczba wyznawców islamu przekroczy 10% ogólnej liczby mieszkańców. Dotyczy to Francji, gdzie w 2030 roku prawie 7 milionów muzułmanów ma stanowić około 10,3% populacji tego kraju oraz Belgii, gdzie ponad milion muzułmanów będzie stanowić 10,2% wszystkich obywateli. (…)
W świetle takich wyliczeń trudno jest utrzymać argument o tym, że grozi nam zalew muzułmanów czy islamizacja całej Europy, jaka była prognozowana przez Orianę Fallaci czy Tillo Sarrazina. W przypadku tego ostatniego autora warto podkreślić fakt, że w Niemczech za niecałe 20 lat muzułmanie mają stanowić około 7% wszystkich mieszkańców – jest to dalekie od wizji mówiącej o likwidacji całego narodu niemieckiego.
(…)
Obecnie, współczynnik dzietności wśród muzułmanek w Europie, pozostaje na dość niskim poziomie – średnio na jedną kobietę przypada 2,2 dziecka, podczas gdy wśród niemuzułmanek było to 1,8 dziecka w okresie 2005–2010. Podobne niewielkie różnice zauważalne są także w krajach Europy Zachodniej. (…) Jeszcze mniejsze różnice przewidywane są w okresie 2025–2030. Średnia dzietność dla muzułmanek ma wynieść wówczas poniżej progu zastępowalności pokoleń – 2,0 pod- czas gdy dla niemuzułmanek 1,6. Różnica będzie mniejsza niż w okresie 2005–2010.
Śmiem też twierdzić, że wizja przepaści aksjologicznej między tak zwanym światem islamu a światem (post)chrześcijańskim może być przesadzona (nie mówiąc o tym, że trzeba dokonać nieprawdopodobnego uproszczenia, by w ogóle mówić o takich rzeczach jak świat islamu). Łatwo konstruować sobie wizje, w których ludzie gotowi do aktów terroru są absolutnie obcy naszemu pojmowaniu świata, ale łatwość ta może wynikać tylko ze skrajnej ignorancji lub historycznej amnezji dotyczącej przecie wydarzeń niedawnych.
Kadr z filmu Ostatnie kuszenie Chrystusa.
Nakręcony przez Martina Scorsese film Ostanie kuszenie Chrystusa stał się obiektem wielkich kontrowersji jako atakujący religijne uczucia chrześcijan[3]. Obrazoburczy obraz wywołał różnorakie reakcje, w tym zasadnicze potępienia za strony przedstawicieli wielu chrześcijańskich kościołów, którzy uznali go za przekroczenie dopuszczalnych granic ekspresji artystycznej. Nie skończyło się jednak na potępieniach.
W 1988 roku obrzucono koktajlami Mołotowa paryskie kino Saint Michel, w którym akurat pokazywano wspomniany film. W zamachu rannych zostało trzynaście osób, cztery stanęły w płomieniach i doznały ciężkich poparzeń, jedna była w stanie ciężkim. Był to tylko jeden z kilka terrorystycznych zamach związany z projekcjami filmu Scorsese, które przeprowadzili chrześcijańscy fundamentaliści[4].
Nie zgadniecie z jakim ugrupowaniem politycznym powiązani byli owi chrześcijańscy terroryści. Z Frontem Narodowym, dziś pod przywództwem Marin Le Pen, ugrupowaniem usilnie propagującym narrację o śmiertelnym zagrożeniu islamskim fundamentalizmem…
Chrześcijańscy terroryści uciekali się do zamachów nie tylko celem zdławienia wolności wypowiedzi godzących w ich delikatne uczucia religijne. W latach 80 i 90 zeszłego wieku jeden z wyjątkowo skutecznych sposobów bronienia życia (zarodków i płodów ludzkich), wynaleziony tym razem przez amerykańskich chrześcijan, stanowiło wysadzanie klinik aborcyjnych lub mordowanie poszczególnych osób nie stosujących się do chrześcijańskiego dogmatu o świętości życia prenatalnego[5].
Jeśli ktoś rozpętuje nagonkę na wszystkich wyznawców danej wiary, bo tak a nie inaczej zachowało się ekstremum, cóż, sam jest niebezpiecznym fanatykiem. Z kolei przekonanie, że na przykład islamski ekstremizm sam w sobie stanowi w Europie większy problem, niż wciąż tlący się europejski nacjonalizm, wydaje mi się szalenie naiwne i podszyte bezrozumnym strachem, który paraliżuje osąd. Europejski nacjonalizm swego czasu posłał do gazu nie dwunastu, nie stu, nawet nie tysiąc, ale kilka milionów ludzi, zaś napędzające go strach i nienawiść do innego wciąż są obecne w europejskich duszach.
Antagonizacja społeczeństwa
Dominującą reakcją na masakrę była ta pod szyldem #jesuischarlie. Jako forma protestu wobec mordowania satyryków, którzy poważyli się naruszać tabu, niewątpliwie zasługuje na szacunek, chociaż, jak zobaczymy później nie jest to aż tak powszechna opinia. Niezależnie od tego nie wolno nam zapominać, że prawdopodobnie głównym celem tego ataku, obok bezpośredniego zastraszanie zachodnich społeczeństw, było ich zantagonizowanie na linii imigranci-miejscowi.
Napięcia na linii muzułmańska mniejszość-niemuzułmańska większość są realne, we Francji tym silniejsze, że państwo aktywnie i prawnie dyskryminuje muzułmańską mniejszość[6], która z kolei, wyalienowana, ma czasami tendencję do alergicznego reagowania na wszelkie rzeczywiste lub domniemane ataki na swoją tożsamość i wiarę. Atak na Charlie Hebdo tylko zwiększył lub, jak ujął to Juan Cole, wyostrzył różnice:
Dla grup terrorystycznych w rodzaju Al-Kaidy problematyczne okazuje się to, że – choć ich głównym zapleczem rekrutacyjnym jest społeczność muzułmańska – większość muzułmanek i muzułmanów nie wykazuje zainteresowania terroryzmem. Co więcej, nie wykazują zainteresowania polityką, a w jeszcze mniejszym stopniu islamem politycznym. We Francji mieszka 66 milionów osób, z czego pięć milionów jest pochodzenia muzułmańskiego. W sondażach jednak okazuje się, że mniej niż jedna trzecia tej liczby, mniej niż dwa miliony, deklaruje religijność. Francuscy muzułmanie są najbardziej świecką społecznością wywodzącą się z islamu na całym świecie (podobnie niskie wskaźniki zainteresowania religią i praktykowania jej nakazów deklarują tylko muzułmanie w krajach byłego ZSRR). Wielu muzułmanów przybyło do powojennej Francji jako niepiśmienni pracownicy fizyczni, a ich po miejsku kosmopolitycznym dzieciom i wnukom daleko do bliskowschodniego fundamentalizmu – bardziej interesuje ich rap czy współczesna wersja algierskiej muzyki rai. W Paryżu, gdzie muzułmanie są średnio lepiej wykształceni, ale i bardziej religijni, zdecydowana większość opowiada się przeciwko przemocy i deklaruje lojalność wobec republiki.
Grupy takie jak Al-Kaida chcą skolonizować umysły francuskich muzułmanów i muzułmanek, ale zderzają się z murem obojętności.
Jeśli jednak uda się jej podsycić antymuzułmańską wściekłość Francji, skierowaną przeciwko muzułmanom tylko za to, że nimi są, możliwe stanie się stworzenie wspólnej tożsamości politycznej, opartej właśnie na krzywdzie dyskryminowanych.
Ta strategia przypomina kroki podejmowane przez stalinistów w początkach ubiegłego wieku. Filozof Karl Popper pisał kiedyś o swoim półrocznym flircie z marksizmem w 1919 roku, gdy studiował na Uniwersytecie Wiedeńskim. Porzucił kółko marksistowskie, gdy odkrył, że młodzi bolszewicy uciekają się do prowokacji, które miały skończyć się prawdziwą konfrontacją militarną. W jednej z nich, 15 lipca 1919, policja zastrzeliła ośmiu socjalistów na Hörlgasse. Dla tych z bolszewików – później stalinistów – którzy pozbawieni byli wszelkich skrupułów, takie właśnie „zaostrzanie sprzeczności” między pracą i kapitałem (w obliczu faktu, że większość klasy pracującej i studentów w Wiedniu nie chciała obalać klasy posiadającej) było wygodnym rozwiązaniem.
Nawiasem mówiąc to kolejna rzecz, która często znika z dyskursu wokół masakry w redakcji Charlie Hebdo, czyli fakt, że głównym celem islamskiego terroryzmu jako takiego są sami muzułmanie. W Europie jest to wpływ pośredni, opisany przez Cole’a mechanizm wyostrzania różnić. Czy działa? Oczywiście.
W skali świata jest to wpływ bezpośredni – najliczniej mordowaną i terroryzowaną przez islamskich ekstremistów grupą są inni muzułmanie. Pokazuje to nędzę opowiastek spod znaku wojny cywilizacji, w których nieokreślona, acz działająca spójnie i w porozumieniu masa muzułmańska czyha na swobodę równie nieokreślonego Zachodu.
W rzeczywistości tymi, nad którymi kontrolę chcą przejąć ekstremiści, są przeciętni muzułmanie. Ludzie ci może niekoniecznie są na gruncie swojej aksjologii tożsami ze zsekularyzowanymi mieszkańcami Zachodu, ale nie są też krwiożerczymi monstrami, które dniami i nocami marzą o ścięciu niewiernego i kupieniu za obciętą głowę ekspresowego biletu do nieba.
Nie tak dawno świat wyrażał głęboki podziw dla Malali Yousafzai, ofiary talibanu. Próba zastrzelenia nastolatki opisywana była często jako kolejny akt dzikiego islamu nienawidzącego zachodnich wartości, tak jakby nie dotyczyła pobożnej muzułmańskiej dziewczyny z Pakistanu, która mimo swej pobożności nie odbiera prawa do edukacji jako obcej jej, zachodniej wartości.
Malala Yousafzai, niedoszła ofiara talibanu, laureatka pokojowej nagrody Nobla, muzułmanka. Foto: Southbank Centre, użyte, zmodyfikowane i udostępnione na licencji CC BY 2.0.
Nie jestem Charlie
Jak powiedziałem, nie wszystkim w smak była akcja spod znaku #jesuischarlie. Nie w smak była na przykład prawicowym, religijnym fundamentalistom różnych denominacji. Choć politycznie poprawnie odcinali się i potępiali mord, trudno nie było wyczuć w ich słowach, że satyrycy, bluźnierczy bezbożnicy, dostali za swoje.
Ale nie tylko prawicowa ekstrema krzywiła się na masowe wyrazy solidarności z zabitą redakcją i jej działalnością. W Polsce tak o masakrze pisała Justyna Samolińska w serwisie strajk.eu:
Cały świat powtarza od środy „Je suis Charlie”, „Jestem Charlie”. Uważam, że zamach był aktem potwornego, niewybaczalnego barbarzyństwa. Ale ja nie jestem Charlie. Komiksy „Charlie Hebdo” mnie nie śmieszą – widzę w nich nie tyle łamanie tabu, co drwinę ze słabszych, jakimi we francuskich warunkach są biedniejsi, gorzej wykształceni i na wielu poziomach wykluczani imigranci z krajów muzułmańskich. Poza karykaturami Mahometa, w tygodniku pojawiały się też np. obrazki, przedstawiające ciężarne kobiety o ciemnej skórze, z wykrzywionymi twarzami żądające zasiłków socjalnych – trudno lepiej wpisać się w skrajnie prawicowy dyskurs pogardy wobec kolorowych imigrantów, żerujących na zachodnich państwach. Nie będę się bić o taką wolność słowa. W żadnym wypadku nie twierdzę, że to, co się stało, jest wynikiem prowokacji ze strony redakcji, czy że rysownicy zasłużyli sobie na straszną, przedwczesną śmierć. Nie ma usprawiedliwienia dla takiej zbrodni, a odpowiedzialność zawsze ponosi sprawca, a nie ofiara. Ale jeśli z mam się identyfikować z którąś z ofiar, niech będzie to Ahmed Merabet. Jak większość osób, które zginęły wskutek islamskiego terroryzmu, był muzułmaninem i, również jak większość, zginął przypadkiem. Broniąc życia i zdrowia białych facetów, rysujących obraźliwe rysunki o jego religii.
Podobne teksty jak grzyby po deszczu wyrosły w zagranicznych lewicowych serwisach, prasie i na blogach. Richard Seymour, autor bloga Lenin’s Tomb, nazwał Charlie Hebdo publikacją rasistowską, której autorzy włączali się w systemową opresję muzułmańskiej mniejszości obrażając drogie jej symbole[7]. Z tego powodu wyraz solidarności z zabitymi ujęty w wiralnym tagu #jesuischarlie stanowił według niego nic innego jak wsparcie rasistowskich treści Charlie Hebdo.
Chyba jeszcze dalej poszedł Corey Oakley z australijskiego lewicowego pisma Red Flag, którego szczególnie oburzyła narracja zawarta w licznych obrazkach i komentarzach po masakrze, tych, które deklarowały, że ołówek jest silniejszy niż kula. Według niego rzeczywisty sposób w jaki Zachód walczy z terroryzmem to bomby i drony, zwykle celowane w niewinnych, zaś ci, co twierdzą, że walka z religijnym ekstremizmem może zachodzić w obszarze idei to hipokryci.
W jaki sposób imperialne działania zachodnich rządów mają się do działania niewielkiej anarchistycznej gazetki – tego Oakley nie wyjaśnił. Pozwolił sobie jednak na jakże przyzwoitą obserwację, że jest niebywałym objawem humanitaryzmu muzułmanów, że tak rzadko mordują tych, którzy obrażają ich religię[8].
Taka pisanina jest dla mnie podwójnie szokująca. Szokuje mnie, że ktoś może do tego stopnia dać się ponieść bezkrytycznemu upojeniu ideałom walki z upiorami rasizmu czy imperializmu, że aż zaczyna być awatarem dziejowej sprawiedliwości posuwającej się do obwiniana ofiar terrorystycznego ataku o bycie przyczyną tego ataku.
Szokuje mnie jeszcze bardziej, że ktoś piszący z pozycji krytyka postaw islamofobicznych, może w polemicznym ferworze odmalować muzułmanów jako grupę jak żywo wyjętą z opowieści skrajnej prawicy – krwiożercze monstra z trudem, od czasu do czasu wcale, powstrzymujące się od mordowania niewiernych nie dość szanujących ich Proroka.
Owo ujęcie, w którym redakcja Charlie Hebdo to przede wszystkim podli rasiści, wpisujący się w islamofobiczne francuskie nastroje, jest tym bardziej odpychające, że wymaga zignorowania, że satyrycy i dziennikarze z tego pisma otwarcie atakowali francuski rasizm i antyimigrancką, prawicową histerię.
W ostatnim tygodniu wielokrotnie można było usłyszeć, że karykatury Charlie Hebdo uciekały się do jawnie rasistowskiego obrazowania. Seymour, którego przywoływałem wyżej, nie wahał się rzucić takim oskarżeniem, jednocześnie bezczelnie odmawiając wskazania jakichkolwiek przykładów takowych rasistowskich treści[9]. Justyna Samolińska też wspominała coś o powielaniu prawicowych stereotypów o imigrantach. Zapewne nawiązywała do tej okładki:
Nie sądzę, by coś lepiej pokazywało niedbałość i polemiczną nędzę sporej części lewicowego pisania o Charlie Hebdo, niż bezmyślne powtarzanie głupot, które łatwo zweryfikować guglając przez chwilę i znajdując na przykład wyjaśnienia treści tych rysunków, których dostarczają ludzie władający francuskim[10].
Wskazana wyżej ilustracja w dość okrutny, ale trafny sposób drwiła z hipokryzji społeczeństwa, które z jednej strony lamentowało i solidaryzowało się z porwanymi ofiarami islamistycznych bojówek, z drugiej strony gotowe jest nazywać wykluczone imigrantki, często uciekające przed skrajnie opresyjnym środowiskiem, pasożytami. Dla przedstawicielki polskiej lewicy obrazek wpisuje się w dyskurs skrajnej prawicy. Obrazek, którego główna myśl brzmi tak, że gdyby porwane dziewczęta, które jakże mocno wspierano intensywną wiralizacją hastaga #BringBackOurGirls, przenieść do Francji, to zostałyby zapewne obwołane przez prawicę zasiłkowymi królowymi pasożytującymi na zdrowej, rdzennej tkance francuskiego społeczeństwa.
Edit: już po publikacji tej notki wskazano mi tekst Oliviera Tonneau, który obnaża manowce lewicowej narracji oskarżającej Charlie Hebdo o antyimigrancki rasizm nieskończenie lepiej, niż cokolwiek, co ja mógłbym napisać. Koniecznie przeczytajcie.
Wolność słowa
Główna słabość podejścia niektórych ludzi z lewej strony politycznego spektrum nie polega nawet na niesłusznym oskarżaniu Charlie Hebdo w kwestii domniemanego rasizmu, a na próbie sprowadzenia aktywności ludzi tworzących ten tygodnik do czczej, agresywnej złośliwości nie mającej innego celu, niż tylko obrażenie delikatnych uczuć religijnych muzułmanów. Pomijają oni fakt, że ci satyrycy świadomie narażali się na śmierć, bo, że islamscy ekstremiści chcą ich zabić, wiadomo było od dawna. Choć jedyny morderczy, nie był to przecie pierwszy atak na redakcję Charlie Hebdo.
To z kolei zwyczajnie musi wprowadzić nowy element do dyskusji. Nie zgadzałeś się z satyrykami, gdy drwili z islamu? Uważałeś, że jest to złośliwe i rasistowskie, przynajmniej w kontekście ogólnej dyskryminacji muzułmanów we Francji? Cóż, twoje prawo. Ale skoro teraz ich zabito, to może warto chociaż rozważyć, że ich praca miała, obok czysto rasistowskiej złośliwości, także inny cel i znaczenie? Być może ich obrazki były szczerą próbą sprzeciwienia się dławieniu artystycznej i słownej ekspresji przez fanatyków?
Foto: Valentina Calà, użyte, zmodyfikowane i udostępnione na licencji CC BY-SA 2.0.
Oto jak wyjaśnił to Ross Douthat[11] w The New York Times:
Pozwólcie, że w obliczu okrutnych morderstw w redakcji satyrycznej francuskiej gazety Charlie Hebdo zaproponuję trzy wstępne tezy dotyczące bluźnierstwa w wolnym społeczeństwie.
1) Prawo do bluźnienia (albo wywoływania obrazy) jest niezbędne dla trwania liberalnego porządku.
2) Nie ma obowiązku bluźnić, zaś wolność społeczeństwa nie jest proporcjonalna do ilości bluźnierstwa, którą ono produkuje i pod wieloma względami wybór by obrażać (na gruncie religijnym lub innym) może być rozsądnie skrytykowany jako bezsensowny, antagonizujący, niepotrzebnie okrutny lub po prostu głupi.
3) Zasadność i mądrość krytycyzmu skierowanego wobec wypowiedzi obraźliwych jest odwrotnie proporcjonalna do poziomu śmiertelnego zagrożenia, jakie bluźnierca ściąga na siebie.
Rozumowanie Douthata jest proste. O ile satyra Charlie Hebdo mogła się wydawać nienawistną, bezsensowną złośliwością wycelowaną w dyskryminowaną mniejszość, mord na redakcji pokazał, że ukryta w ich szyderstwach teza o zagrożeniu wolności wypowiedzi (jak i wolności w ogóle) terrorem fanatyzmu jest prawdziwa. Własne dlatego ten mord jest dobrym powodem, by zadeklarować Jestem Charlie!.
Hybrydowe społeczeństwa rządzone mieszanką liberalizmu i demokracji są tworami, w których atakowanie uczuć religijnych może być w złym smaku, może być (i jest!) poddane społecznej cenzurze, ale próby cenzury ze strony religijnych fundamentalistów za pomocą mordów najzwyczajniej w świecie są gorsze od najgorszych bluźnierstw. Znowu Douthat:
Powtarzam, liberalizm nie opiera się na tym, że wszyscy obrażają wszystkich cały czas i jest zupełnie w porządku preferować społeczeństwo, w którym obrażanie dla samej sztuki obrażania jest raczej ograniczone niż powszechne. Ale gdy zniewagi są objęte sankcją morderstwa, to właśnie wtedy potrzebujemy ich więcej, nie mniej, gdyż mordercy nie mogą nawet przez chwilę mieć powody do myślenia, że ich strategia odniosła sukces.
Pierwszy numer Charlie Hebdo wydany po maskarze ma okładkę, na której Mahomet trzyma kartkę z napisem Je suis Charlie. Ponad nim znajduje się napis mówiący, że wszystko jest wybaczone.
The New York Times poświęcił dość długi artykuł opisujący kulisy powstawania tego numeru (z oczywistych względów niezwykle dramatyczne). W artykule nie pojawiła się nawet malutka reprodukcja okładkowej grafiki z Charlie Hebdo.
Je suis Charlie, zaiste, pod warunkiem, że nikogo to nie obrazi[12]…
Jeśli notka wydaje ci się sensowna, rozważ polubienie fanpage’a bloga na Facebooku.
Foto w nagłówku: Formosa Wandering, użyto, zmodyfikowano i udostępniono na licencji CC BY-NC 2.0.
Jeśli zauważyliście błędy, nieścisłości lub macie inne uwagi, wyślijcie mi wiadomość. Nie gwarantuję, że na nią odpiszę, ale każdą czytam uważnie.
-
Ci, którzy oglądają pewien serial, wiedzą o co chodzi. ↩
-
Przykład nieugładzony można znaleźć w postaci bełkotliwego wywodu Ziemkiewicza na jego fanpage’u. ↩
-
Za Wikipedią: ↩
„Ostatnie kuszenie Chrystusa” znalazło się w pierwszej dziesiątce „Najbardziej antykatolickich filmów wszech czasów” (na pozycji 8.), według rankingu opublikowanego przez amerykańskie pismo katolickie „Faith & Family”. W uzasadnieniu podano, że film ten obraża wszystko co święte w religii chrześcijańskiej: od postaci Jezusa ukazanego jako schizofrenika i odmawiającego złożenia ofiary na krzyżu, po Piotra, który w porównaniu z heroicznym Judaszem wydaje się zwyczajnym tchórzem. Film ten znalazł się również w rankingu 25 najbardziej kontrowersyjnych i szokujących obrazów wszech czasów, opublikowanym przez amerykańskie pismo branży filmowej „Entertainment Weekly”.
-
Oto jak na bieżąco opisywał to wtedy New York Times: ↩
„Government officials, religious leaders and film directors condemned today an apparent arson attack against a Paris theater that was showing Martin Scorsese’s film ‘‘The Last Temptation of Christ.’’ The fire Saturday night left 13 people hospitalized, 1 of them in serious condition.
The fire, if it proves to be arson, would be the most serious incident in a series of attacks against the film in Paris, Lyons, Nice, Grenoble and several other French cities. The incidents have included the clubbing of moviegoers and the throwing of teargas and stink bombs in theaters.
The film, which seeks to show the human side of Jesus and which includes a scene in which he imagines having sex with Mary Magdalene, created a storm of controversy throughout France well before the movie opened in 17 theaters in Paris on Sept. 28. The Theater Is Gutted
After the attack left the theater, the Cinema St.-Michel in the Latin Quarter, gutted, there was just one movie theater in Paris still showing the film. That theater, the Gaumont Champs-Elysees, was under heavy police protection. ‘‘Last Temptation’’ had opened in 50 theaters outside Paris, but is now playing in fewer than 20.”
-
Listę ataków i zamachów można znaleźć na Wikipedii, tutaj fragment dotyczący działań jednej z lepiej zorganizowanych chrześcijańskich grup terrorystycznych: ↩
„The Army of God, an underground terrorist organization active in the United States, has been responsible for a substantial amount of anti-abortion violence. In addition to numerous property crimes, the group has committed acts of kidnapping, attempted murder, and murder. In August 1982, three men identifying as the Army of God kidnapped Hector Zevallos (a doctor and clinic owner) and his wife, Rosalee Jean, holding them for eight days. In 1993, Shelly Shannon, a very active member of the Army of God, was found guilty of the attempted murder of Dr. George Tiller. That same year, law enforcement officials found the Army of God Manual, a tactical guide to arson, chemical attacks, invasions, and bombings buried in Shelly Shannon’s backyard. Paul Jennings Hill was found guilty of the murder of both Dr. John Britton and clinic escort James Barrett. The Army of God supported Hill, saying that “whatever force is legitimate to defend the life of a born child is legitimate to defend the life of an unborn child… if in fact Paul Hill did kill or wound abortionist John Britton, and accomplices James Barrett and Mrs. Barrett, his actions are morally justified if they were necessary for the purpose of defending innocent human life”. The AOG claimed responsibility for Eric Robert Rudolph’s 1997 shrapnel bombing of abortion clinics in Atlanta and Birmingham.„
-
Sądzę w każdym razie, że zakaz noszenia strojów zakrywających włosy czy twarz w miejscach publicznych jest zasadniczo niezgodny z zasadami ustroju liberalnego, choć jednocześnie chroni muzułmanki, które nie chcą nosić burki. ↩
-
Oto stosowny fragment z jego bloga: ↩
„Now, I think there’s a critical difference between solidarity with the journalists who were attacked, refusing to concede anything to the idea that journalists are somehow ‘legitimate targets’, and solidarity with what is frankly a racist publication."
-
Nie żartuję: ↩
„What is extraordinary, when even the most cursory consideration of recent history is taken into account, is not that this horrific incident occurred, but that such events do not happen more often. It is a great testament to the enduring humanism of the Muslim population of the world that only a tiny minority resort to such acts in the face of endless provocation.”
-
Seymour napisał: ↩
„I will not waste time arguing over this point here: I simply take it as read that - irrespective of whatever else it does, and whatever valid comment it makes - the way in which that publication represents Islam is racist. If you need to be convinced of this, then I suggest you do your research, beginning with reading Edward Said’s Orientalism, as well as some basic introductory texts on Islamophobia, and then come back to the conversation.”
-
Takie jak to, dostępne w serwisie Quora: ↩
„This cover is mixing two unrelated elements which made the news at about the same time:
- Boko Haram victims likely to end up sex slaves in Nigeria
- Decrease of French welfare allocations
In France, as in probably every country who has welfare allocations, some people criticize this system because some people might try to game it (e.g., “welfare queens” idea). Note that if we didn’t had it there would probably be much more people complaining because the ones who really need it would end up in extreme poverty.
Charlie Hebdo is known for being left-wing attached and very controversial, and I think they wanted to parody people who criticize “welfare queens” by taking this point-of-view to the absurd, to show that immigrant women in France are more likely to be victims of patriarchy than evil manipulative profiteers.
And of course if we only stay on the first-degree approach, it’s a terrible racist and absurd cover.
As Adrien points out in his answer, it was neither the first nor the last time Charlie Hebdo used this kind of “satirical news mixing”, and had no "preferred target”.”
-
Tutaj oryginalne brzmienie nieudolnie przeze mnie przetłumaczonych wyimków: ↩
„In the wake of the vicious murders at the offices of the satirical French newspaper Charlie Hebdo today, let me offer three tentative premises about blasphemy in a free society.
1) The right to blaspheme (and otherwise give offense) is essential to the liberal order.
2) There is no duty to blaspheme, a society’s liberty is not proportional to the quantity of blasphemy it produces, and under many circumstances the choice to give offense (religious and otherwise) can be reasonably criticized as pointlessly antagonizing, needlessly cruel, or simply stupid.
3) The legitimacy and wisdom of criticism directed at offensive speech is generally inversely proportional to the level of mortal danger that the blasphemer brings upon himself.
(…)
Again, liberalism doesn’t depend on everyone offending everyone else all the time, and it’s okay to prefer a society where offense for its own sake is limited rather than pervasive. But when offenses are policed by murder, that’s when we need more of them, not less, because the murderers cannot be allowed for a single moment to think that their strategy can succeed.”
-
W tym kontekście polska prasa zachowała się lepiej, niż amerykańska. ↩