Shared posts
Ateistyczna Pyta
pyta po raz pierwszy nawiedziła marsz ateistów. I to właściwie tyle, obejrzyjcie sami.
Czy powinno się używać drzemki w budziku?
Krótki filmik, dlaczego nie, i lepiej nastawić budzik na później.
Jak negocjować wynagrodzenie? 8 przemyśleń pracownika, szefa i przedsiębiorcy
Piwo, piwnica, sklep
Slow life
Spójrzcie, dość oszałamiające nagranie (koniecznie odtwórzcie na pełnym ekranie i upewnijcie się, że zaznaczyliście odtwarzanie wersji HD):
By otrzymać takie zdjęcia ich autor, Daniel Stoupin, musiał rzecz jasna zastosować technikę poklatkową. Ale sama w sobie nie wystarczyłaby do stworzenia tak ostrych, wyraźnych ujęć makro:
To make this little clip I took 150000 shots. Why so many? Because macro photography involves shallow depth of field. To extend it, I used focus stacking. Each frame of the video is actually a stack that consists of 3-12 shots where in-focus areas are merged. Just the intro and last scene are regular real-time footage. One frame required about 10 minutes of processing time (raw conversion + stacking). Unfortunately, the success rate was very low due to copious technical challenges and I spent almost 9 long months just to learn how to make these kinds of videos and understand how to work with these delicate creatures.
Zaś co do samych koralowców i gąbek – dodajcie sobie ten filmik do zakładek, gdyż biorąc pod uwagę, że w ciągu następnych 35 lat prawdopodobnie wszystkie rafy koralowe będą zagrożone śmiercią z powodu globalnego ocieplenia i zwiększonego zakwaszenia oceanów, akwaria i temu podobne filmy będą jedynym sposobem na zobaczenie mikroskopijnego wycinka ich bogactwa.
PS: warto też odwiedzić bloga autora, na którym pisze on szerzej o tym, co możecie zobaczyć na filmie powyżej.
Fotografia tytułowa: Coral polyps wykonana przez FromSandsToGlass, użyta na licencji CC BY 2.0.
Możecie śledzić mnie na Twitterze lub polubić blog na Facebooku.
Feynmana wykłady z fizyki
Najlepszy podręcznik fizyki – wykłady Feynmana – są dostępne w internecie (po angielsku). To świetna wiadomość. Książka nie zestarzała się przez pół wieku, może zainspiruje młodych ludzi. Pamiętam, jak wielkim wydarzeniem było stopniowe ukazywanie się polskiego przekładu Wykładów. Znałem pewnego licealistę, który czytał te książki w miarę ukazywania się i czekał niecierpliwie na każdy kolejny tom. Myślę, że dzięki Feynmanowi tysiące ludzi na całym świecie odczuło, jaką wspaniałą dziedziną jest fizyka i jaką frajdę sprawia zrozumienie różnych aspektów świata.
Wykłady nie odniosły sukcesu jako podręcznik kursowy, ale od zawsze czytane były przez pasjonatów, przez tych, którzy chcieli rozumieć. Myślę zresztą, że książka ta przekazuje znacznie więcej niż tylko jakąś wiedzę. Uczy pewnego podejścia do nauki: musimy zawsze rozumieć, o czym mówimy, jak się to coś da zmierzyć, jak można zastosować naszą wiedzę, jakie są powiązania między różnymi kwestiami. Fizyka to nie zbiór faktów, lecz zbiór praw i reguł ich stosowania w różnych sytuacjach. Wiemy tyle, ile umiemy obliczyć, choćby niedokładnie, na odwrocie starej koperty. No i nie ma znaczenia, kto mówi: student czy profesor, liczy się, kto ma rację. A przy tym wszystkim Wykłady potrafiły przekazać coś z atmosfery nieskrępowanej zabawy: fizyka Feynmanowi sprawiała przyjemność, bawił się nią i potrafił innych zarazić swoim entuzjazmem. Tak się nie pisało podręczników, przedtem musiały być zawsze bezosobowe, sztywne i nudne.
Pewnie to jedyny podręcznik, który rzeczywiście powinien mieć w tytule obok słowa „fizyka” nazwisko wykładowcy. Osobowość Feynmana widoczna jest tu na każdym kroku.
Jednak Feynman, luzak i showman, udający czasem prostaczka, który nie umie wymówić trudnych cudzoziemskich słów, drażnił zawsze niektórych. Szanowany historyk nauki Paul Forman dziwił się kiedyś, że „osoba pozostawiająca tak wiele do życzenia pod względem odpowiedzialności społecznej i moralnej, jak Richard Feynman, może być uważana przez swoich kolegów po fachu za postać wybitnie moralną, ponieważ był tak bardzo oddany fizyce, ponieważ uprawianie jej sprawiało mu niewątpliwą radość, ponieważ niewiele sobie robił z pozycji innych ludzi zarówno w środowisku fizyków, jak i poza nim, i ponieważ tak wielki nacisk kładł na dyscyplinę intelektualną swojej nauki, a mianowicie, aby «wiedzieć o czym się mówi»”.
Sam Feynman pisze o radzie, jakiej udzielił mu kiedyś w Los Alamos John von Neumann (nb. też postać wielce malownicza, ktoś, kto sprawiał wrażenie geniusza i nim był): „Nie musisz czuć się odpowiedzialny za świat, w którym żyjesz”. Feynman wziął sobie tę radę do serca i przestał martwić się o cały świat.
Uprawianie nauki powinno sprawiać przyjemność, może nie codziennie i nie zawsze, ale powinno – inaczej nie ma sensu. Jeśli ktoś nie ogarnia szerszego horyzontu niż swój wąski temat, to powinien zająć się czym innym. Dla Feynmana fizyka nie była z pewnością zabawą: jeśli już to tak jak dla dziecka – była to zabawa śmiertelnie poważna w sensie zaangażowania, nie w sensie uroczystej miny i biretu nasadzonego na ośle uszy. Można przesiadywać w nocnych barach i myśleć nad fizyką. Charakterystyczne jest, że ten zabawowy człowiek unikał przez całe życie wszelkich substancji, które mogłyby zepsuć jego machinę mózgową, od większych ilości alkoholu po narkotyki. Bawił się, obliczając różne rzeczy, które go zaciekawiły, miał szuflady pełne różnych obliczeń. Był to koszmar młodych badaczy na Caltechu: idą się pochwalić jakimś wynikiem, a Feynman wyciągnie z szuflady papiery z tym samym obliczeniem. Publikował tylko rzeczy, które sam uważał za udane. Zmagał się z problemami pierwszorzędnej wagi i często mu się nie udawało. Nie robił z tego dramatu, ale to nie znaczy, że go to nie obchodziło.
Zwykle trzymał się daleko od polityki i rzadko wygłaszał puste frazesy o odpowiedzialności za świat. Ale w Los Alamos Feynman pracował, bo chciał uratować swój kraj. Wątpię też, czy von Neumann unikał odpowiedzialności: jego rodzina została w Europie i sam zapewne trafiłby do Auschwitz, tak jak inni węgierscy Żydzi, gdyby nie wyjechał do Ameryki. Von Neumann pracował chętnie dla wojska, bo zależało mu na pokonaniu zarówno nazistów, jak i Rosji. Czy nie miał racji?
Świetnym przykładem praktycznej etyki w wydaniu Feynmana była sprawa katastrofy promu kosmicznego Challenger w 1986 roku. Prom rozpadł się tuż po starcie, siedmioosobowa załoga zginęła. Do komisji badającej ten wypadek powołano także Richarda Feynmana, słynnego noblistę, poważnie już wówczas chorego. Dzięki jego uporowi, inżynierskiej wiedzy i dociekliwości udało się znaleźć przyczynę katastrofy, którą NASA chętnie by zamiotła pod dywan. Czy tak się zachowuje facet, który ma wszystko w nosie?
Historyk powinien nieco głębiej wnikać w ludzkie postępowanie. Ludzie często mówią co innego i robią co innego, a jeszcze co innego myślą. Dlatego są ciekawszym przedmiotem refleksji niż np. dżdżownice.
Irregular Webcomic! #3325
Me and my wife at AT&T Park. |
I figured with a week at home to rest, I could get a lot of stuff done, but it's funny how it doesn't quite work out that way when you're moving gingerly and in a bit of pain. I ended up watching a lot of Top Gear and Man v. Food reruns on the tele, among other things.
A cool thing I did a couple of days before my surgery was to attend the opening game of the 2014 Major League Baseball season: the Los Angeles Dodgers versus the Arizona Diamondbacks at the Sydney Cricket Ground. I've watched a lot of cricket at the SCG, and a few rugby league games, but this was the first time baseball has been played there in 100 years. It was a fantastic experience - a real piece of Americana imported and dropped into my home town of Sydney. They had lots of special American style food available, including a metre-long hot dog. Unfortunately (or perhaps fortunately) I was at the time on a restricted diet prior to surgery, so I didn't try any of the food.
As it happened, just a couple of weeks earlier I'd been in San Francisco, and took a guided tour of AT&T Park, the home field of the San Francisco Giants. I was struck by the small size of the park compared to my experience with cricket grounds. Reconfiguring the SCG for baseball involved chopping off quite a lot of the field area, and some parts of the crowd were left quite a long way from the action. I was seated just inside the first base foul line (as you can see from the photo above), and had a reasonable view.
And I'm afraid with that I should probably wind this up for today and get back to watching QI.
Głos wołającego na puszczy
Płeć mózgu - wykład prof. Jerzego Vetulaniego
Wykład profesora Jerzego Vetulaniego otwierający cykl Kawiarenek Neurobiologicznych organizowanych w ramach projektu "Oblicza Nauki" przez Studenckie Koło Naukowe Neurobiologii UW, 14 marca 2014 r.
Smart Alarm Clock v1.3.3 APK
The Humble Weekly Sale celebrates open source with eight enticing games!
Have a Mac? Great. Use Linux? Awesome. Looking for Android? No problem. This Humble Weekly Sale features eight enticing titles for Windows and Mac, with select games available for Linux and Android. And hey, all these games also come DRM-free, with most available on Steam!
Each game in this bundle was made featuring some open source tool or library. Pay what you want for Magical Diary, NEO Scavenger (Early Access Game), Offspring Fling! and Planet Stronghold. If you pay $6 or more, you’ll also receive Anodyne, Defender’s Quest: Valley of the Forgotten, Evoland and Incredipede.
But wait, there’s more! An exclusive demo of Even the Ocean, by the makers of Anodyne is available on Windows and Mac for all purchasers!
Buyers of this weekly sale can also choose where their money goes: to the developers and/or to support open source projects FlashDevelop, OpenFL, Ren’Py and Haxe Foundation.
Check ‘em out!
Magical Diary
Magical Diary features a player-designed witch attending a school for magic in the mountains of Vermont. Arrange your studies to learn the spells of your choice and apply them in exams held in the school dungeons. Along the way, you can make new friends, run for class office, romance male or female characters, and try to find a date for the May Day Ball. But be careful! You might end up in detention, be lured into a secret society, be forced to marry your professor or have your mind and your magic stolen away…
NEO Scavenger (Early Access Game)
NEO Scavenger is an early access game where you must survive in the wasteland long enough to figure out who you are. In each turn you must decide where to go, how to scavenge for supplies and how to deal with anything and anyone you encounter. With each passing minute, the pit in your stomach grows, your dehydration worsens, your muscles tire, and your body temperature drops in the cold autumn air. Choose your starting abilities carefully, because they and your wit are the only tools you have in the apocalypse!
Offspring Fling!
Offspring Fling! is a game about a poor forest creature that has misplaced all of her children. She’ll have to fight her way through over 100 levels of action puzzle platforming to get them all back home. There’s danger around every corner, but she won’t rest until her family is safe again. Offspring Fling also comes with a level editor for infinite possibilities!
Planet Stronghold
Planet Stronghold is a sci-fi role-playing game with a turn-based combat system. You take the role of a young, new recruit that somehow gets assigned to the most well-known, and well-defended, human outpost in the whole galaxy: Planet Stronghold. As the story goes on, you will have to choose a side in a war that will change the destiny of the planet and humankind – forever.
Featuring old-school turn based tactical battles, a dynamic plot that changes based on your choices and several possible solutions to each situation using various non-combat skills, Planet Stronghold delivers a very high replayability!
Anodyne
Anodyne is a 2-D puzzle-adventure game where you play as Young and explore his uneasy subconsciousness. Armed with a good ol’ broom, Young sets off to protect the Briar from The Darkness. The game balances exploration with puzzle-solving as your broom goes from weapon to dust-shifting device. Be sure to leave nothing unturned as you travel through dark dungeons, dainty villages and vast fields. Japanese translation included and localized by Kakehashi Games!
Note: Anodyne uses Adobe AIR.
An exclusive demo of Even the Ocean is available on Windows and Mac for all purchasers.
Defender’s Quest: Valley of the Forgotten
Defender’s Quest: Valley of the Forgotten is a tower defense/RPG hybrid that focuses on three things: tactical depth, customization and story. That means no random encounters, no spikey-haired emo kids, no forced time sinks and no tedious or repetitive battles.
The battle system builds off of tower defense, with individual characters taking the place of towers. Characters level-up, learn skills and equip gear individually, allowing the player to customize their battle experience and strategy. The overall game structure is similar to “tactical” RPGs, but with a real-time battle system. Game speed is adjustable and commands can even be issued while the game is paused.
Defender’s Quest: Valley of the Forgotten also features an engaging, character-driven story written by an actual English major!
Evoland
Evoland continues the story that began in Evoland Classic, taking you further along the history of action adventure gaming, adding collectible items, new monsters and bosses and, more importantly, new gameplay features and full 3-D environments! New players will discover more about video game history and experience entertaining and creative gameplay. Veterans will also enjoy a host of nostalgic references to legendary titles scattered along the game.
Incredipede
Incredipede is an inventive puzzler where you control Quozzle, the quirky and lovable incredipede, as she journeys through nature on a quest to find her long lost sisters. Each level starts with a pre-made Quozzle with different capabilities and strengths. It’s up to you to master Quozzle’s limbs, collect fruit and complete each level.
The Humble Weekly Sale: Celebrating Open Source is here for one week and ends Thursday, April 3, 2014 at 11:00 a.m. Pacific Time!
The Invisible Woman (2013)
IMDB Rating: 6.6/10
Genre: Biography | Drama
Quality: 720p
Size: 814.15 MB
Run Time: 1hr 51 min
In the 1850s, Ellen Ternan is a minimally talented actress who catches the eye of the hailed British author, Charles Dickens. Bored with his intellectually unstimulating wife, Dickens takes the educated Ellen has his mistress with the cooperation of her mother. What follows is a stormy relationship with this literary giant who provides her with a life few women of her time can enjoy. Yet, Ellen is equally revolted by Charles' emotional cruelty and determination to keep her secret. In that conflict, Ellen must judge her own role in her life and decide if the price she pays is bearable.
Prędkość światła wytłumaczona przy użyciu świata z Minecraft
Dość ciekawa wizualizacja :)
"Wyjść za mąż", "na miły Bóg", "wsiąść na koń"
Generalnie
Tajemnicze Kamienne Wały na terenie Polski.
.
.
.
.
Góry Izerskie mają bogatą pogańską przeszłość. Te pogańskie ślady do dzisiaj pozostały w nazewnictwie – mamy np. „Przełęcz Czarownic”, „Polanę Czarownic” czy „Pogańską Kaplicę”. Znalazłem nawet „Wiąz Czarownic”.
.
Jest też „Plac Czarownic” czy raczej „Polana Czarownic”.
http://www.gildia-przewodnicy.pl/en/node/51
http://www.wicca.pl/?art=110
W wielu miejscach, nawet w załganej wiki można znaleźć wzmianki o pogańskich świątyniach/chramach i świętych gajach w obrębie Gór Izerskich. I tak:
„Według legend na Sępiej Górze znajdować się miała pogańska świątynia i święty gaj Ślężan.”
http://pl.wikipedia.org/wiki/S%C4%99pia_G%C3%B3ra_%28G%C3%B3ry_Izerskie%29
Także Ciemniak – Góra Mgieł – była świętą pogańską górą z pogańską świątynią w pobliżu Sowiego Kamienia.
.
http://www.goryizerskie.pl/?file=art&art_id=57
.
Ciekawostką może być walka pogan i katolactfa o Wilcze Źródło/Wolframowe Źródło, które katolicy skatoliczyli na „źródło św. Wolfganga”. Szukając zdjęć tego źródła znalazłem starsze fotografie bez rzymskiej szubienicy, następnie z nią, po czym informację, że rzymską szubienicę w międzyczasie ktoś usunął.
Tutaj mamy Wilcze/Wolframowe źródło bez rzymskiej szubienicy:
.
.A tutaj mamy informację, że rzymska szubienica zniknęła:
„Źródło św. Wolfganga, które nazywałam w poprzednim wpisie „Wolframowym Źródłem”, gdyż tak było podpisane w Słowniku Geografii Turystycznej Sudetów oraz na większości map, wyglądało troszkę jakby inaczej, niż wiosną. Przede wszystkim zniknął krzyż, pod którym klęczałam wiosną. Uważam, że to bardzo tajemnicza sprawa. Ktoś buchnął krzyż!”
http://gory-izerskie.blogspot.de/2011_09_01_archive.html
Walka o pogańskość tego źródełka jest ważna. Wszak w wielu innych miejscach święte pogańskie źródła skatoliczono. Tak właśnie zrobiono z „źródłem św. Jana” na Ślęży.
.
.
.
http://opolczykpl.wordpress.com/2013/11/16/swieta-poganska-gora-w-polanowie-i-wspolczesna-furia-ponownego-jej-katoliczenia/
.
„W górnej części miejscowości, jak i w okolicznych lasach, można spotkać występujące na rozległym obszarze kamienne wały (mury). Ciągną się one na przestrzeni wielu kilometrów od wsi Górzyniec, poprzez Kopaniec, aż do Chromca i Antoniowa. Pochodzenie, czas budowy i przeznaczenie tych kamiennych konstrukcji nie jest znane. Wały kamienne mają bardzo zróżnicowany charakter. Są to luźno, bez zaprawy, położone granitowe kamienie, czasem znacznej wielkości ułożone w licowany dwustronnie wał. Niektóre z większych głazów noszą ślady wiercenia i łupania. W miejscach gdzie wały uległy uszkodzeniu, można zobaczyć ich wewnętrzną budowę. Budowano je na zewnątrz z dużych kamieni, tworząc coś na kształt rynny lub koryta, które wypełniano drobnymi kilkucentymetrowymi kamieniami i być może piaskiem lub ziemią. Wielkość wałów waha się od kilkunastu centymetrów wysokości i szerokości, do 6 metrów wysokości, a niekiedy 10 metrów szerokości. Tworzą one zbiór luźno ze sobą powiązanych segmentów. Jeden segment obejmuje obszar na planie czworoboku (rzadko trójkąta) o szerokości około 50-60 metrów i długości 90-100 metrów. Czworobok zamknięty jest kamienną konstrukcją, najczęściej z trzech stron. Zdarzają się również proste wały nieokalające żadnego obszaru, usytuowane na okolicznych łąkach i w lasach. Czasem są ułożone równolegle do siebie, w odległości jednego metra. Wielkość poszczególnych czworoboków odpowiada, mniej więcej wielkości działek górniczych opisanych w dziele Georgiusa Agricoli De re metalica libri XII z 1556 roku, traktującym o ówczesnym górnictwie i hutnictwie. Profesor Józef Kazimierczyk w artykule Znaki naskalne w górach śląskich z 1978 r., pisze o działkach górniczych występujących w innych rejonach Kotliny Jeleniogorskiej i jej okolicy: Dotychczas zidentyfikowaliśmy 10 tego rodzaju działek (…) W rzucie poziomym zbliżają się one do trapezu o długości 100 m i szerokości w wielu przypadkach nie wiele mniejszej (…) Każdą z nich otacza przeważnie wąski rów oraz tuż przy jego wewnętrznym ciągu suchy mur ułożony z różnej wielkości bloków skalnych, niekiedy przysypany ziemią, przez co przypomina kamienno-ziemny wał. (…) Grubość muru wynosi kilkadziesiąt centymetrów, wysokość zaś jedynie wyjątkowo dochodzi do 1,2 m. Z kolei Stanisław Firszt w artykule Dawne dolnośląskie górnictwo złota w świetle badań archeologicznych z lat 1984-2000 z roku 2000, nie wspomina o żadnej tego typu konstrukcji kamiennej na przebadanych polach górniczych.”
http://www.zjk.centrix.pl/index.php/2012/02/26/waly-i-znaki-kamienne-w-kopancu/
.„Byłem tam kilkakrotnie. Okolice Kopańca, choć koło Chromca mury są w lepszym stanie i o większym zagęszczeniu. Faktycznie nikt ich nie badał. Przewodnicy sudeccy opowiadają bajki o rampach dla rolników wsiadających na konia lub grodzeniu poletek kamieniami zebranymi z pola, które mieli rzekomo uprawiać. Ciekawe, że rzekome pola są tak dokładnie ogrodzone, że woła z radłem tam nie da rady wprowadzić. Mam kilka teorii na ten temat i nie dotyczą ani Celtów, a tym bardziej Walonów. Prędzej Łużyczan, a nawet Rzymian. Ciekawe, że niedaleko tych murów są miejsca o wielce interesujących nazwach: Pogańska Kaplica, Polana Czarownic i Wysoki Kamień, zwany zamkiem wieczornym (…).
.
Jego relacja jest o tyle ważna, bo widział te budowle na własne oczy.
Wały/mury o których mówimy rozlokowane są na powierzchni wielu kilometrów kwadratowych. Ich łączna długość to w sumie także wiele kilometrów. A ile dokładnie – nie wiadomo. Bo nikt jeszcze ich wszystkich nie zmierzył.
Wyróżniamy pomiędzy nimi dwa główne typy – stosunkowo niskie i szerokie (nawet na 10 metrów) wały oraz wysokie na 5/6 metrów mury. Inną istotną różnicą jest oceniany wzrokowo wiek wałów/murów – jedne z nich wyglądają na stosunkowo młode, inne pokrytem mchem, ziemią i trawą wyglądają na o wiele starsze.
No i jedne znajdują się na polach, inne w lasach.
.
W filmie „Kamienna tajemnica” była mowa o trzech branych pod uwagę teoriach dotyczących budowniczych tych formacji: Celtach, Walonach i joannitach. Mnie dziwi tylko jedno – a dlaczego nie bierze się pod uwagę Słowian? Czyżby oni byli niezdolni do takich budowli? A przynajmniej do wzniesienia niektórych z nich, jeśli już nie wszystkich?
.
.Do dzisiaj nie wiadomo kto, kiedy i po co je usypał. W tym miejscu dodam tylko tyle – kto wie, czy autor tekstu z salonu 24 nie za dużo przesadza nazywając je najstarszą monumentalną budowlą na Ziemi?
http://pogadanki.salon24.pl/567697,waly-slaskie-najstarsza-monumentalna-budowla-na-ziemi
.
Niezwykle intryguje mnie pokazane w filmie ok 3:20 min. kamienne koło na szczycie wału. Nie wiem, czy było ono na wale od początku, czy też ktoś „dorobił” je w czasach późniejszych, a nawet współcześnie. Jeśli jest stare jak wał – ciekawe do czego służyło?
Najbardziej jednak frapującą sprawą przy okazji kamiennych wałów w Górach Izerskich jest to, że kompletnie nie interesuje się nimi „polska” nauka i archeologia. A przecież już rozmach tych budowli powinien zainteresować naukowców. A zwłaszcza badania dotyczące wieku tych kamiennnych wałów. Kto wie, czy najstarsze z nich nie sięgają starożytności i są dwu- lub nawet trzykrotnie starsze od najstarszych zabytków z epoki wczesnych Piastów. A i tych niewiele mamy. Musimy szczycić się nielicznymi budowlami z X, XI czy XII wieku związanymi z żydo-katolicyzmem jako „najstarszymi” na naszych ziemiach – a kamienne wały są ignorowane. Nie posiadają nawet własnego hasła w wikipedii.
Ale czemu mamy się dziwić – Uniwersytet Jagieloński w sposób programowy niszczy wiedzę o Słowiańszczyźnie:
http://opolczykpl.wordpress.com/2013/07/02/programowe-niszczenie-wiedzy-o-slowianszczyznie-w-slowianskim-kraju/
http://opolczykpl.wordpress.com/2013/07/02/list-otwarty-do-wladz-uniwersytetu-jagielonskiego/
http://opolczykpl.wordpress.com/2012/07/15/katolicki-szacunek-dla-slowianskiej-kultury/
http://opolczykpl.wordpress.com/2012/07/28/haniebne-odpusty-cysterskie-w-ladku/
Na początek jednak wrzucę linki do tekstów o Świątyni Słońca w Horyńcu bo jest mało znana:
http://nowiny.horyniec.info/category/swiatynia-slonca
Jak byłem tam dawno temu to ten kamień jeszcze stał nie było szlaku turystycznego i prawie nikt o tym miejscu nie wiedzsiał wyglądało to o wiele lepiej od strony gdzie ktoś robił to zdjęcie ciągną się rzędy głazów:
http://www.roztocze.horyniec.net/Roztocze/Fhtm9/pict1050.htmhttp://www.atrakcje.horyniec.net/tl_files/atrakcje_przyrodnicze/kamienne_roztocze/swiatynia_slonca/galeria/Image014.jpg
.
Obawiam się, że to miejsce zostanie totalnie zniszczone bo niknie w oczach. Oto dlaczego:
http://www.foto.pttk.rzeszow.pl/_img/48/13.jpg
Tłumy szarańczy skaczą po tych kamieniach od kilkunastu lat bo kto by tam zabezpieczał zabytki albo je badał skoro pogańskie. Tak więc to odwieczne miejsce kultu zostanie zniszczone w niedługim czasie ku uciesze gawiedzi.Teraz Mrukowa (też od lat niszczona tym razem przez czarnych:
„Góra Zamczysko 581m n.p.m. w Magurskim Parku Narodowym, niedaleko wsi Mrukowa. Na szczycie znajdują się formacje skalne typowe dla tego regionu – fliszu karpackiego. W pobliżu została znaleziona tetradrachma Aleksandra Wielkiego z lat 342-323 p.n.e. – See more at: http://fotoblog.zadylak.pl/beskid-niski/gora-zamczysko#sthash.uidWcMD2.dpufhttp://www.karpaty.travel.pl/nw/upload/comments.php?fn_id=550http://pl.wikipedia.org/wiki/Mrukowa
http://www.zamki.pl/?idzamku=mrukowa
Znany badacz regionu F. Kotula, obydwa miejsca które odwiedziliśmy, czyli miejsce w którym się obecnie znajdujemy, jak i miejsce, gdzie stoi kaplica MB Mrukowskiej w dolinie potoku Szczawa, w której znajduje się czczony od dawna kamień, wiązał z pradawnym pogańskim kultem słońca, a swoje rozważania na ów temat zawarł w książce Po rzeszowskim podgórzu błądząc. Uważał, że wcześniej czczony kamień mógł stać na szczycie, gdzie znajduje się miejsce bo bliżej nieznanej warowni, a dopiero gdy chrześcijaństwo zaczęło się ugruntowywać na tym terenie, miejsce.http://www.szlaki-beskid.klikklik.pl/artykuly/mrukowa_i_okolice.phpChociażby nie brakuje tu średniowiecznych grodzisk (Walik nad Brzezową, Zamczysko nad Starym Żmigrodem, czy na Zamkowej nad Mrukową) wskazujących, że tereny te były zamieszkałe, a przynajmniej użytkowane od dawna. A są przecież jeszcze starsze znaleziska na tym terenie niż te średniowieczne, np. z okresu paleolitu.http://www.szlaki-beskid.klikklik.pl/region/beskid_niski.php
http://www.panoramio.com/photo/63671283
Mogiły kurhanowe z okresu kultury sznurkowej sprzed 3000 lat p.n.e. znajdujące się przy drodze z Warzyc do Lubli. Na północy wsi znajduje się wniesienie Gródek , którego nazwa potwierdza odkryte tu ślady wczesnośredniowiecznego osadnictwa słowiańskiego.
http://www.wirtualnejaslo.pl/powiat/21
http://www.rcin.org.pl/iae/Content/18303/WA308_33192_P243_ROZPOZNAWCZE-BAD_I.pdf
Z okresu neolitu (4.500 – 1.850 lat p.n.e.) znane są bardzo liczne stanowiska archeologiczne z okolic Jasła. Są one związane z ludnością kultury pucharów lejkowatych, której osady odkryto w Niepli, Przybówce i Sieklówce. Natomiast odkryte na Garbie Warzyckim kurhany, występujące także w Bierówce, Niepli i Krajowicach, związane są z ludnością kultury ceramiki sznurowej.(…)
Z II-IV wieku naszej ery pochodzą osady kultury przeworskiej odkryte w okolicach Jasła, a także w Ujeździe i Świerchowej.
http://www.jaslo.pl/Miasto_Jaslo/Historia/Pradzieje
http://kki.pl/pioinf/przemysl/zabytki/kopiec/kopiec.html
www.sandomierskie.com/kraj/sandomierski/kurhany_kleczanow2.jpg
W miejscowym lesie znajduje się
cmentarzysko kurhanowe dawnej osady
z VI – X w. Jadąc od strony Sandomierza, na
początku lasu, po lewej stronie widzimy
niewielkie wypukłości terenu (widoczne
zwłaszcza poza okresem wegetacyjnym), są
to kurhany w liczbie 37. Obecnie przy drodze
na terenie lasu znajduje się drewniana tablica
informująca o cmentarzysku.
www.sandomierskie.com/kraj/sandomierski/kleczanow.htm
http://www.pruchnik.com.pl/index.php?option=com_content&view=categories&id=66&Itemid=117
http://www.lucivo.pl/search/label/Kleczan%C3%B3w
Tu jest sporo:
http://eksploratorzy.com.pl/viewtopic.php?f=45&t=2658
http://archeowiesci.pl/wp-content/uploads/2012/12/Chodlik-2012.jpg
http://www.naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,381373,w-chrobrzu-odkryto-nietypowe-kurhany.html
http://m.turystyka.wielun.pl/poi/index/poi/2599/page/1/obj
http://www.map4u.pl/pl/poi/2802
Ślady osadnictwa tu odkrytego pochodzą z okresu kultury łużyckiej. Do największych atrakcji zaliczają się: Rezerwat Skalny „Prządki”, znajdujące się o ok. 1,5 km ruiny zamku „Kamieniec”, grodzisko i cmentarzysko kurhanowe datowane na IX w.
http://grodziska.blox.pl/2013/07/Grodzisko-Kamienica-Krolewska.html
.
.
Let’s Learn LaTex: Part 7
Let’s talk about embedding code snippets in your LaTex documents. All of us here are programmers (except for those who aren’t) so this is a natural thing we might want to do. Despite being built by programmers for programmers, LaTex doesn’t really have a code mode. Knuth spent around a lot of time on making sure that Tex is the best tool around for typesetting math equations, which was probably a good choice. After all, math is the universal language of science and formulas are the “meat” of any serious research paper. This goes double for Computer Science papers which should be liberally sprinkled with it. Snippets of code are “implementation details” and thus of little importance in the grand scheme of things.
Still, embedding code in documents is something we may want to do. The traditional method is using the verbatim environment which respect white space and creates a nice, preformated, mono-spaced code blocks. For example, lets take the following snippet:
\noindent Here is a code snippet in Python: \begin{verbatim} # Hello world def Hello(): foo = 10 print "Hello World!" \end{verbatim} |
Upon compiling, it will look like this:
While this is not terribly impressive, it is good enough for most research papers. That said, if you are using LaTex for writing manuals, homeworks or school papers you might want your code blocks to be a little bit more flashy. Perhaps they could include line numbers, and some color. How do you do that?
With a package of course. There are a number of different packages that offer this kind of functionality, but my favorite is probably the one named lstlistings. It is not the most powerful or flexible one, but it does not have any dependencies (except maybe the color package), does not rely on external tools and it is easy to use.
You include it in your preamble like this:
\usepackage{listings} \usepackage{color} |
Then you put your code snippet inside the lstlisting environment instead of verbatim:
\noindent Here is a code snippet in Python: \begin{lstlisting} # Hello world def Hello(): foo = 10 print "Hello World!" \end{lstlisting} |
The result is rather unimpressive:
Yes, it does actually look worse than the verbatim environment, but that’s only because we have never configured it. You see, the lstlistings package is old school, and like many LaTex packages it adheres to the fuck reasonable defaults philosophy. The idea behind this attitude is simple: the user should know what they are doing, or else go die in a fire. Yes, I know – it’s charming. But what are you gonna do? Go back to using Microsoft Word? I didn’t think so.
Configuring our code environment is actually not a major pain in the ass. You basically need to include a short lstset block somewhere in the preamble. It can be as brief or as detailed as you want. I typically go with something like this:
\lstset{ % language=python, numbers=left, frame=single, showstringspaces=true, basicstyle=\ttfamily, keywordstyle=\color{blue}\ttfamily\textbf, identifierstyle=\color{magenta}\ttfamily, stringstyle=\color{red}\ttfamily, commentstyle=\color{cyan}\ttfamily\textit } |
The above will set the default language for all the code blocks in the document to be python (don’t worry, this can be overriden), toggles on line numbers, puts a border (frame) around the code and sets up some basic font and color formatting. You should remember commands like \textbf from Part 2. The color related commands are provided by the color package.
The resulting code block will look like this:
The lstlistings package makes up for having no useful defaults by being very configurable. You can control just about any aspect of the way your code is displayed. You not only have control over fonts and colors, but you can mess around with the line numbers, visual indicators for whitespace characters, and change which words are treated as keywords. Here is a nearly complete list of config options you may find useful:
\lstset{ % language=python, % the language of the code basicstyle=\ttfamily, % style for all of the code keywordstyle=\color{blue}, % keyword style identifierstyle=\color{magenta}, % style for variables and identifiers commentstyle=\color{green}, % comment style stringstyle=\color{mymauve}, % style for string literals tabsize=2, % sets default tabsize (in spaces) backgroundcolor=\color{white}, % requires the color package frame=single, % put a border around the code numbers=left, % line numbers (none, left, right) numberstyle=\tiny\color{red}, % the style that is used for line numbers numbersep=5pt, % how far the line-numbers are from the code showspaces=false, % visibly indicate spaces everywhere showstringspaces=false, % visibly indicate spaces within strings only showtabs=false, % visibly indicate tabs within strings breaklines=true, % toggle automated line wrapping breakatwhitespace=false, % if wrapping is on, enable to break on whitespace only deletekeywords={...}, % exclude keywords from chosen language morekeywords={*,...}, % add words to be treated as keywords captionpos=b % sets the caption-position (bottom) } |
The package supports a good number of languages out of the box. All the popular ones are represented, alongside some rather obscure ones (like Motorola assembler). Here is a table of languages ripped straight out of the manual:
Supported Languages. Dialects are listed in parentheses with defaults underlined. If there is no default, dialect must be specified.
Dialects are listed in parentheses, with the defaults being underlined. As you probably noticed, not all languages that have dialects include a default (because fuck defaults, remember?). For those languages you must specify one in the declaration. The method of doing it is rather awkward:
\lstset{ language={[x86masm]Assembler} } |
It doesn’t look pretty, but it works.
I mentioned before that you can override the language setting. You can also skip it from the preamble declaration, but putting it there is usually a good idea. In most documents you will be posting snippets in the same language over and over again, so this saves you typing. If you want to use a different language, or you did not specify one in preamble, you will need to include it as an optional argument when you open the lstlisting environment like this:
\begin{lstlisting}[language=ruby] puts "Hello World!" \end{lstlisting} |
You can also override any of the other options this way. Just list them after the language declaration.
If you are super lazy, and can’t be bothered to copy and paste a code snippet into your paper, you can include it using the \lstinputlisting command. It has one mandatory argument which is the file name:
\lstinputlisting[language=python, firstline=7, lastline=18]{filename.py} |
You can specify any regular \lstset settings as optiononal arguments. The firstline and lastline arguments can be used to import only a part of the file. If you skip them, the entire file will be embedded.
Let’s Learn LaTex |
|
---|---|
<< Prev | Next >> |
[EN]Maxwell's Equations
Przystępnie wytłumaczone równania Maxwella i niektóre wnioski z nich wynikające.
Kto, kiedy i dlaczego wynalazł matematyczne „zero”?
Matematyka jest z nami od tysięcy lat, a liczba zero jest fundamentem nauczania matematyki w dzisiejszym świecie. Jednak, niezależnie jak abstrakcyjnie to zabrzmi, zero kiedyś wcale nie istniało.
Fale grawitacyjne. Kto nam to wytłumaczy? Może Kamiński i Kurek - 31 lat temu
Program nagrany w innej epoce wciąż znakomicie tłumaczy część ostatniego, wielkiego odkrycia.
VisitorQ Special Review: House Of Cards [S2]
But in the nudity department, it's still weak and maybe even more disappointing in S2. I mean there was less opportunity for some good nude scenes. But with "little" upgrade it could have been a great nudity carnival. Maybe not in every episode but at least in most of 'em. This is my guide (episode by episode) how HOC S2 could been a better show with some nudity.....
1. Truly naked and more naked Kate Mara.
5. Right at the beginning of the episode we have kinky threesome. But the only one girl there was clothed. Frances Eve is a lovely gal so why not some topless threesome?
[ PW:
6. Steamy scenes in the episode. Like literally. In opening scene Rachel Brosnahan tried to stay cool by rubbing ice on her body. She's alone in her flat. She could have gone topless in cold shower. If not topless, then at least bottomless when she's about to shower.
[ PW: 3412 ]
7. Big episode for Doug. First he sleeps with a girl from casino: Tammy played by Tanis Parenteau. She later show her ass in a distant shot. She should have gone topless either during the sex scene or later when she wakes up.
Two Chinese prostitutes tried to seduce Doug later in the same episode but he wasn't in the mood. Why not make the prostitutes naked as intended?
[ PW: 9451 ]
8. Another fine episode for Rachel. She is in her undies (those bouncing boobs :) early on.
9. Great episode for nudity fest. First when Adam the Photographer finds out about the scandal, he could have had sex with his lovely fiancee played by (I think) model Carme Boixadera. Later Frank's man attempts to get a handle on the scandal by taking a pic of Stephanie Daldry (played by Susannah Hoffman) when she's showering - a superb chance for non sexual (T-and-A or at least only T) from Susannah.
10. Not much in this episode. Molly Parker's Jackie fingered while talking how she likes pain. Zilch from Molly in all her sex scenes but it's Molly Parker who was naked a lot in previous films. A lot...and I mean a lot!
11. There was a great but too brief of a lesbian scene. One scene that I'm grateful wasn't shown: a threesome between Frank, his wife and his bodyguard Meechum.
12. Finally in penultimate episode Rachel Brosnahan breaks-up with Kate Lyn Sheil. Very emotional scene. One of my favourite. Wouldn't it been nice touch if Rachel would want to taste Kate one more time before they go separate ways? Hopefully we will see these two amazing gals together again in S3.
Urwany Film #48 – ONA
Prequel Terminatora czyli HER Spike’a Joneza. Ze rozmawiamy o tym filmie znaczy. Dużą mądrych rzeczy, bo jesteśmy wielkimi krytykami filmowymi i analizujemy ten film, jak znawcy kinematografii. No wiecie – jak zawsze.
Nowe seriale science fiction i fantasy w 2014 i 2015 roku
Rok temu narzekałam, że nowych seriali fantastycznych pojawi się stosunkowo niewiele – okazało się, że trochę się w swoich kalkulacjach przeliczyłam. Tym bardziej boję się myśleć o sezonie 2014/2015, kiedy już teraz mamy zapowiedzi tak wielu smakowitych kąsków. Zapraszam zatem na ich wielki przegląd.
Nie podejmę się podliczenia, ile nowych seriali science fiction i fantasy wkroczy do ramówek w drugiej połowie tego i pierwszej połowie przyszłego roku, bo spojrzenie na liczby z jednej strony mnie uraduje, ale z drugiej równie dobrze załamie. Nie sugerujcie się też wyłącznie tytułami przeze mnie wymienionymi – póki co, z gąszczu wszystkich, o jakich w tym momencie wiadomo, wybrałam tylko te, które najbardziej mnie interesują (gdzie „tylko” powinno być słowem kluczowym). Tak czy inaczej, jestem bardzo, naprawdę bardzo zadowolona z tegorocznych propozycji i mam wielką nadzieję, że wszystkie, bez wyjątku, okażą się sukcesami. Nawet, jeśli nadal nie ma wśród nich prawdziwego, rasowego sci-fi w kosmosie, za którym wszyscy tak bardzo tęsknimy.
12 Monkeys
Serialowa wersja filmu Terry’ego Gilliama była jedną z pierwszych fantastycznych zapowiedzi na nowy sezon i przy okazji moim pierwszym powodem do tego sezonu oczekiwania. 12 małp musiałam jednak ekspresowo obejrzeć, żeby ucieszyć się jeszcze bardziej – bo do tej pory cieszyłam się głównie na myśl, że w głównej roli wystąpi Aaron Stanford (a Aaron Stanford i jego bohater byli moimi absolutnymi ulubieńcami w Nikicie, którą absolutnie uwielbiłam samą z siebie). Teraz cieszy mnie więc myśl o całych futurystycznych podróżach w czasie, zapobieganiu zagłady i szaleństwie, z którym boryka się główny bohater. Niektórym znacznie mniej mogą jednak podejść wieści od samego Terry’ego Gilliama, który raz, że z projektem nie ma nic wspólnego, dwa, że tak w zasadzie jest mu przeciwny. Nie wnikam – ale chcę ten serial coraz bardziej (i tym bardziej, że z Nikity przeszedł do niego również Noah Bean).
Agent Carter
Serial o Peggy Carter, nieugiętej agentce S.H.I.E.L.D., którą poznaliśmy najpierw w Kapitanie Ameryce: Pierwszym starciu, a potem zobaczyliśmy w Marvel One-Shot: Agent Carter, to chyba jeden z najgorętszych i najbardziej oczekiwanych tytułów na tej liście – nie tylko przeze mnie, ale z tego, co widzę, również i przez resztę fanów na świecie. Absolutnie nie mogę doczekać się w końcu oficjalnego oświadczenia od ABC, że produkcja dostaje zielone światło – póki co wiadomo, że scenariusz został już napisany (i chodzą słuchy, że jest ponoć bardzo dobry), a Hayley Atwell zdecydowanie chce wrócić do swojej roli. Z ostatnich informacji wynika, że serial, jeśli zostanie zamówiony, przybierze ok. 13-odcinkowy format, w którym każdy sezon będzie skupiał się na jednym wątku głównym (pierwszy będzie miał miejsce w 1946 roku i pokaże nam okres sprzed i po dołączeniu bohaterki do S.H.I.E.L.D.). Nie muszę chyba dodawać, jak bardzo cieszy mnie taka a nie inna długość, ale przede wszystkim, jak bardzo cieszy mnie niesamowicie piękny potencjał tej opowieści. Dobrze napisana, kompetentna i kickassowa bohaterka rozprawiająca się z niebezpieczeństwami w męskim świecie to jedno, ale szpiegowska, pulpowa otoczka lat 40-tych może zrobić z Agentki Carter tzw. deal-breakera. Słowami nie opiszę, jak bardzo ta mieszanka działa na moją wyobraźnię.
Warto też wspomnieć, że twórcy wyraźnie podkreślają, że będzie to serial o Peggy Carter – w związku z tym zapowiadany gościnnie Dominic Cooper (jako Howard Stark) będzie występował tylko gościnnie. Nie wiem, jak Wam, ale mnie dobrze wiedzieć, że ten projekt od początku akcentuje potencjał swojej bohaterki – bo ma szansę wiele zmienić w świecie komiksowych adaptacji.
Babylon Fields
W największym możliwym skrócie – serial o zombie. W nieco większym – serial o nowojorskiej miejscowości Babylon, w której pewnego razu umarli zaczynają powracać do życia. Ich ciała szybciej się leczą, są też znacznie silniejsze, co pozwala wysnuć teorię, że być może stanowią nowe ogniwo w ewolucji człowieka. Tak czy inaczej, „zregenerowani” próbują odzyskać swoje dawne życia i powrócić na łono społeczeństwa. Oczywiście wynika z tego cała ilość dram, rozterek i waśni i chyba właśnie to najbardziej mnie w tym serialu interesuje. Bo drugie to fakt, że w głównej roli męskiej (i to podwójnej, bo braci bliźniaków) zagra Skeet Ulrich, doskonale znany fanom gatunku jako Jake z Jericho. W Babylon Fields będzie jednym z żywych – księdzem – i jednym z umarłych – narkomanem. Jak widać, mieszanka bardzo typowa, choć na korzyść serialu może przemawiać fakt, że twórcy walczyli o niego przez siedem lat. Z drugiej strony, koncept jest na tyle dziwny, że może za bardzo chcieli „odpodobnić” go od The Walking Dead. Na ten moment pozostaję skromnie zaciekawiona – zobaczymy, co wyjdzie z pilota.
DMZ
Gdybym nie czytała io9, pewnie bym o DMZ w ogóle nie usłyszała – ale czytam io9 i dzięki temu wiem, że szykuje się adaptacja komiksu o korespondencie wojennym, który utknął w strefie zdemilitaryzowanej na Manhattanie podczas drugiej wojny domowej w Stanach Zjednoczonych. Bohater staje przed trudnym wyborem: uciec i przetrwać, czy dobrać się do prawdy i stworzyć materiał swojej kariery? Jest coś w zrujnowanych wojną metropoliach, co ma niewątpliwą siłę przyciągania, a DMZ – poza aspektem dramatu, wojennego brudu i akcji – ma jeszcze ten futurystyczny posmak. Niektórym na przeszkodzie może stanąć fakt, że za ekranizację projektu zabrała się stacja Syfy, ale sądząc po ich niedawnych obietnicach zajęcia się poważniejszymi tematami, daję im kredyt zaufania. Może nawet Defiance się w tym roku poprawi.
Constantine
Jak wskazuje tytuł, serialowa adaptacja komiksów o Johnie Constantine. Jeżeli o komiksy chodzi, muszę przyznać, że wiem o nich tylko przez pryzmat pełnometrażowego filmu z Keanu Reevesem, który skądinąd całkiem mi się podobał (choć trzeba wziąć poprawkę na datę wydania oraz fakt, że od tamtej pory nie sięgnęłam po niego ponownie). Na tej podstawie mogę powiedzieć więc tyle, że cynicznego egzorcystę, oszusta i błądzącego po różnych ścieżkach moralności maga powitam na małym ekranie z nieskrywaną przyjemnością. Fani komiksów powinni być z kolei zadowoleni, że tym razem wizerunek bohatera będzie niemal w stu procentach zgodny z pierwowzorem (elementem wykluczonym będą naturalnie papierosy). Co więcej, pomysłodawcą, producentem i scenarzystą tego projektu jest David S. Goyer – znany po pierwsze z dobrze przyjętych Demonów da Vinci oraz, przede wszystkim, z pisania nolanowskich Batmanów. Co jak co, ale w konwencji urban fantasy będzie się więc czuł jak ryba w wodzie. A żeby tego było mało, w roli głównej obsadzony został Matt Ryan, którego występ jako Edwarda Kenwaya przez ostatnie kilkadziesiąt godzin podziwiałam Assassin’s Creed IV: Black Flag (swoją drogą, David S. Goyer musi naprawdę lubić tę serię, patrz inspiracje do Demonów da Vinci). Zresztą popatrzcie na pierwsze oficjalne zdjęcie i powiedzcie, czy naprawdę nie chcielibyście oglądać serialu mającego takiego bohatera.
Emerald City
Gra o tron w krainie Oz – tak mówi się o 10-cio odcinkowym projekcie, który dostał od NBC zamówienie od razu na cały sezon. I szczerze powiem, nawet bez skojarzeń z sagą Martina byłabym nim ewidentnie zaciekawiona, bo choć niewiele wiem o oryginalnych książkach Franka L. Bauma, wizja zaczarowanej, fantazyjnej krainy nie musi nawet mieć w nazwie „Oz”, żeby mnie do siebie przyciągnąć. W serialu będziemy mieć w dodatku 20-letnią Dorotkę, która na powrót trafia do świata Oz, tyle że tym razem pogrążonego w wojnie o władzę (coś mi to przypomina – coś, w czym zgadza się nawet zaczarowana kraina). Podobno ma się pojawić sam Czarnoksiężnik, podobno w formie, w jakiej go jeszcze nie widzieliśmy. Jeśli zaś faktycznie w serialu będą bitwy, waśnie i krew – na seks to bym raczej nie liczyła – to nie powiem, jestem zdecydowanie i absolutnie za. I znów plusik za skondensowany sezon (a ja może przeczytam w końcu swoją wygraną niegdyś Wicked i obejrzę zaległego Oza Wielkiego i Potężnego).
The Flash
O spin-offie Arrow z całej tej listy wiadomo chyba najwięcej, choćby dlatego, że głównego bohatera zdążyliśmy już poznać w dwóch odcinkach serialu-matki. Osobiście muszę po raz kolejny podkreślić, że komiksowego pierwowzoru nie znam oczywiście w stopniu najmniejszym, ale wcale nie przeszkadza mi to wyczekiwać Flasha skąpanej w nadziejach. Jeśli będzie to serial choć w połowie tak dobry jak Arrow – tak pełen akcji, humoru i tej komiksowej mroczności – to już teraz mogę sądzić, że nawet polubię go bardziej. Grant Gustin w roli Barry’ego Allena zaskarbił sobie moje serce już od pierwszych chwil na ekranie, a jeśli nawet przed startem serialu lubię jednego głównego bohatera bardziej od drugiego, to cóż, kości zostały rzucone. Inna sprawa, że lubię też Danielle Panabaker, a do kilku dni wiadomo, że jej bohaterka zostanie niedługo wprowadzona w Arrow (obok jeszcze jednej postaci). Oba seriale będą ze sobą naturalnie połączone, co dodatkowo stwarza ciekawe pole do rozwoju akcji (a kto wie, może i podkład pod kolejny serial sygnowany marką DC? hint, hint). Jeśli chcecie przeczytać wszystkie dotychczasowe informacje, tu jest całkiem obszerne podsumowanie.
Ach, no i oczywiście jest już zdjęcie kostiumu. Nie znam się, ale mnie się naprawdę podoba.
Gotham
No dobra, robiąc aluzje do innego serialu sygnowanego marką DC miałam co innego na myśli, ale tak czy inaczej to bardzo dobrze, że powstaje również serial o młodym komisarzu Gordonie – bo wygląda na to, że obok dwóch superbohaterskich seriali akcji dostaniemy też ciężką, noirową opowieść o walce dobra, zła i szarości w skorumpowanym, mrocznym mieście. Gotham będzie jednak origin story nie tylko samego Jamesa Gordona, ale i wielu innych bohaterów znanych z kart komiksowych Batmanów. Wiadomo na przykład, że w głównej obsadzie 1. sezonu znajdą się młody Bruce Wayne i jego opiekuńczy ex-marine Alfred Pennyworth, a także Oswald Cobblepot – znany później jako Pingwin, oraz Selina Kyle – znana później jako Kobieta-Kot. Zapowiadani są również Dwie-Twarze, Człowiek-zagadka oraz naturalnie Joker (i proszę, proszę, niech będzie też Harley Quinn!). Co mnie osobiście w przypadku tego serialu cieszy, to że rola głównego bohatera przypadła Benowi McKenzie, który moim zdaniem naprawdę wybił się w zakończonym niedawno Southland. Zdjęcia już ruszyły, premiera jesienią, czekam bardzo niecierpliwie.
Dokładnie dzisiaj pojawiło się też pierwsze oficjalne zdjęcie jednego z bohaterów – detektywa Harveya Bullocka, granego przez Donala Louge’a. Dobre, nie?
Hieroghlyph
Starożytny Egipt, potężni faraoni, pałacowe intrygi, wpływowi magowie – i złodziej zmuszony służyć miast siedzieć. Nie byłabym sobą, gdybym nie śliniła się na ten serial wszystkimi swoimi gruczołami, nawet jeśli już otacza go fala krytyki spowodowana obsadzeniem w roli głównej Brytyjczyka. No cóż, nie mam zamiaru kłócić się o kolor skóry, kiedy mogę po prostu cieszyć się przygodowym serialem w jednym z najbardziej interesujących settingów ever. Zapewne pomaga mi w tym fakt, że owym Brytyjczykiem jest Max Brown – pan, którego dostrzegłam dawno temu w Dynastii Tudorów – oraz że jego złodziejskiego mentora zagra aktor, który już z Egiptem (i przygodami) miał coś wspólnego: John Rhys-Davies. Bogowie, John Rhys-Davies w serialu. Hieroglyph będzie miał 13 odcinków (yay!) i naprawdę dałabym się pokroić, żeby mieć na małym ekranie skrzyżowanie Poszukiwaczy zaginionej Arki z dwoma pierwszymi Mumiami.
iZombie
Pamiętacie, jak kompletną, totalną i ziejącą pustkę wywołała we mnie zapowiedz serialu o studentce medycyny, która pożera mózgi zmarłych, by utrzymać swoje człowieczeństwo i rozwiązywać detektywistyczne zagadki? No więc możecie o niej zupełnie zapomnieć, bo na ten moment nie wiem, czy na iZombie nie czekam z wszystkich zapowiedzi najbardziej. Wszystko z dwóch powodów: pierwszym było zatrudnienie Davida Andersa, który znowu zagra naczelnego złoczyńcę (błagam, niech będzie choć połowie podobny do Sarka!), drugim – wybór Rose McIver do roli głównej bohaterki. Ci, którzy nie oglądają Once Upon a Time mogą nie wiedzieć, dlaczego tak się cieszę – w sumie nie wiem nawet ja – ale krótki występ aktorki jako Dzwoneczka rozkochał mnie w niej na dobre. Co prawda będę za Dzwoneczkiem bardzo tęsknić, muszę też pożegnać się z nadziejami o jej dołączeniu do stałej obsady, ale niewątpliwie iZombie jest dla niej lepszym dealem. Oczywiście szalenie ważne jest tu również nazwisko twórcy – Roba Thomasa, tego samego, spod którego ręki wyszła cudowna Veronica Mars – więc kto wie, czy nie dostaniemy murowanego hitu pełnego błyskotliwych dialogów, zręcznych komentarzy i niepodrabialnego uroku. Musiałam być niespełna mózgu, żeby w ogóle zwątpić w sens tego przedsięwzięcia.
Outlander
Nowy serial Roland D. Moore’a – to znaczy nieco bardziej nowszy niż kończący swój pierwszy sezon Helix. Tym razem twórca Battlestar Galacicti zabierze nas w aż dwie epoki, Outlander opowie bowiem o pielęgniarce z czasów II wojny światowej, która w tajemniczych okolicznościach przenosi się w czasie do Szkocji z 1743 roku. Tam zostaje zmuszona do małżeństwa z młodym wojownikiem, z którego to związku rodzi się jednak płomienne uczucie. Problem w tym, że bohaterka zostawiła w 1945 roku swojego obecnego męża. Serial jest ekranizacją powieści Diany Gabaldon i będzie miał 16 odcinków, a ponieważ produkcją zajmuje się stacja STARZ, zapewne będzie można liczyć na pikantne podejście do tematu. Ma być romans, ma być science fiction (w tej lub innej formie), ma być przygoda, ma być też oczywiście historyczna Szkocja pełna waśni i konfliktów. W obsadzie z kolei dużo rozpoznawalnych nazwisk, m.in. Tobias Menzies, Graham McTavish (Laza… przepraszam, Dwalin) oraz Gary Lewis. No i cóż, jeśli nie rzucam się na Outlandera jak wygłodniały pies, to przynajmniej jak zaciekawiony kot.
Penny Dreadful
Thriller psychologiczny – choć może lepiej użyć słowa „horror” – dziejący się w wiktoriańskim Londynie, który powoła do życia znane i lubiane postacie z kart klasyków literatury: Frankensteina, Doriana Graya oraz bohaterów Draculi. Połączenie horroru, wiktoriańskiego Londynu i okultyzmu to jedno, ale moje zainteresowanie tym serialem przypieczętowała obecność Billie Piper. Znaczy ok, wiem, że w głównych rolach występują również Eva Green, Josh Hartnett oraz Timothy Dalton, ale Billie Piper zwyczajnie i po prostu uwielbiam od nich wszystkich bardziej (może z wyjątkiem Josha Hartnetta). Tak czy inaczej, majowa premiera Penny Dreadful zbliża się wielkimi krokami, można już więc spokojnie oglądać trailery. To znaczy na tyle spokojnie, na ile jesteście w stanie, bo to naprawdę wygląda na rzecz dla widzów o mocnych nerwach. O fabule za to wiem niewiele – głównie dlatego, że chce zrobić sobie niespodziankę – wiem za to, że zmieści się w 8-miu odcinkach (yay!).
Poza tym aż zacieram ręce na myśl, że Penny Dreadful pokaże temu nieszczęsnemu zeszłorocznemu Draculi, jak wykorzystuje się wiktoriański Londyn do serialu fantastycznego.
Red Flag
Ok, tutaj trochę oszukuję, bo Red Flag w tym roku nie pojawi się na pewno, a w następnym wątpliwie, niemniej to serial, w którego zapowiedź aż nie mogłam uwierzyć, a przez to potwornie nie mogę się go doczekać. Bo zobaczcie: po pierwsze skupiać się będzie na postaci Ching Shih, chińskiej piratki, która na początku XIX w. kontrolowała południowe wody cesarstwa (a więc niezależna kobieca protagonistka), po drugie, będą to oczywiście historyczne Chiny (i woda!), w których zakochana jestem bez reszty, a po trzecie, w głównej roli zobaczymy Maggie Q, która po Nikicie ma mój miecz i moją duszę. Trzy najpiękniejsze na świecie części składowe, które pojawią się na małym ekranie w formie limitowanej serii. Nie wiem, jak długo będę musiała na ten serial czekać, ale będę czekać choćby i po kres świata, wciąż ciesząc się jak dziecko.
Rosemary’s Baby
I kolejna próba przeniesienia na mały ekran cenionego filmu pełnometrażowego – i, co ciekawe, miniserial o dziecku Rosemary również wyreżyseruje Polak z krwi i kości. Za kamerą staje bowiem Agnieszka Holland, ale tak naprawdę gdyby nie wieść o obsadzeniu w głównej roli Zoe Saldany, mogłabym się tym projektem aż tak nie zainteresować. Tymczasem jestem niezwykle zaintrygowana wizerunkiem bohaterki na małym ekranie, tym bardziej, że za scenariusz odpowiedzialny jest James Wong – pan doskonale znany miłośnikom Gwiezdnej eskadry, czy ostatnio American Horror Story. Jeśli zatem chodzi o reprezentację Rosemary, myślę, że mogę spać spokojnie. Podobnież wcale nie boję się o elementy psychodelicznego horroru, czyli tego, co tygryski w American Horror Story lubią najbardziej (poza innymi rzeczami). Serialowe Dziecko Rosemary będzie mieć cztery 60-cio minutowe odcinki, a więc mnóstwo miejsca na uknucie gniazdka dla niemowlęciego szatana. Jeśli to nie będzie jedna z najambitniejszych i najlepszych produkcji tego (przyszłego?) roku, to zjem własne skarpetki.
Salem
Ostatnia pozycja na tej liście to zarazem pierwsza, jaką będzie można zobaczyć – premiera to już 20 kwietnia, więc szykujcie swoje widły i wyciągajcie swe krucyfiksy. Jak nazwa wskazuje, Salem opowiadać będzie o niesłynnych polowaniach na czarownice w XVII w., z tą tylko różnicą, że tutaj magia istnieć będzie naprawdę. Głównymi bohaterami będą byli kochankowie rozdzieleni wojną przez siedem lat, standardowo będzie też wielebny opanowany rządzą wyplenienia zła. Serialem byłabym zainteresowana tak czy inaczej – czarownice to temat, którego po prostu nie odpuszczę – ale Salem przypadkowo dorobiło się jeszcze trzech innych zalet: otóż główną postać męską gra Shane West (z Nikity), w wielebnego wciela się Seth Gabel (z Fringe), a gdzieś na drugim planie przewinie się jeszcze Xander Berkeley (z Nikity). Tym samym proszę mi jeszcze obsadzić gdzieś Melindę Clarke i Lyndsy Fonsecę, i będę się czuć prawie tak, jakby Nikita nigdy się nie zakończyła. W międzyczasie chętnie przekonam się, czy Ashley Madekwe, po odejściu z Revenge, trafiła w końcu na ciekawą bohaterkę. Całości dodaje smaku fakt, że jest to pierwszy oryginalny serial kablowej stacji WGN America – a skoro to kablówka, to ponoć jest i wiele nagości. Ponoć jest też brudno, brutalnie i autentycznie. Ale przede wszystkim są czarownice. Czarownice wystarczają.
A zatem co my tu mamy (poza rasowym kosmicznym sf): superbohaterów, superbohaterów zanim stali się superbohaterami, mocne bohaterki żeńskie, kilka wersji zombie, szczypta postapo, dużo mrocznej historii no i, kurcze, starożytny Egipt. Nie wiem, jak Wy, ale ja mogę z tym rasowym kosmicznym sf nawet poczekać.
Jak jednak wspomniałam, propozycji jest – jeszcze – nieco więcej, a możecie o nich przeczytać na niezawodnym io9. A zatem pytanie najważniejsze: które bierzecie?
Automatyka Kolejowa - film edukacyjny PKP PLK
W odcinku m.in. rozszyfrowanie skrótu ERTMS, wjazd na górkę rozrządową oraz informacje o tym, gdzie są wykorzystywane klucze zwrotnicowe i jak wygląda semafor kształtowy.
Absolute Zero is 0K
Near the heart of Scotland lies a large morass known as Dullatur Bog. Water seeps from these moistened acres and coalesces into the headwaters of a river which meanders through the countryside for nearly 22 miles until its terminus in Glasgow. In the late 19th century this river adorned the landscape just outside of the laboratory of Sir William Thompson, renowned scientist and president of the Royal Society. The river must have made an impression on Thompson–when Queen Victoria granted him the title of Baron in 1892, he opted to adopt the river’s name as his own. Sir William Thompson was thenceforth known as Lord Kelvin.
Kelvin’s contributions to science were vast, but he is perhaps best known today for the temperature scale that bears his name. It is so named in honor of his discovery of the coldest possible temperature in our universe. Thompson had played a major role in developing the Laws of Thermodynamics, and in 1848 he used them to extrapolate that the coldest temperature any matter can become, regardless of the substance, is -273.15°C (-459.67°F). We now know this boundary as zero Kelvin.
Once this absolute zero temperature was decisively identified, prominent Victorian scientists commenced multiple independent efforts to build machines to explore this physical frontier. Their equipment was primitive, and the trappings were treacherous, but they pressed on nonetheless, dangers be damned. There was science to be done.