W USA trwa kolejna odsłona dramatu związanego z endemiczną przemocą seksualną w Kościele katolickim. Ponownie widzimy co było rdzeniem problemu – nie tyle sprawcy, którzy rzeczywiście są w Kościele obecni tak samo jak wszędzie indziej, a biurokratyczna struktura, która realizując piarowe interesy Kościoła, stworzyła mechanizm ukrywania przestępstw.
Ten rozdział historii o kościelnych gwałtach na nieletnich dzieje się w Pittsburghu, w stanie Pensylwania, gdzie toczy się proces związany z tuszowaniem skandali seksualnych w diecezji Altoona-Johnstown. Prokuratura niedawno opublikowała obszerny, liczący ponad sto stron, raport ze śledztwa w tej sprawie. Znajduje się w nim mnóstwo interesujących i jeżących włosy na głowie szczegółów. Jedna z rzeczy przykuła szczególną uwagę obserwujących tę sprawę.
W raporcie opisano działania biskupa Adameca, który przez wiele lat pracował ciężko nad ukrywaniem skandali seksualnych, a którego niecne działania wyszły na jaw dzięki swoistemu prywatnemu śledztwu podjętemu przez głęboko wierzącego, świeckiego katolika George'a Fostera.
To kolejny przykład potwierdzający tezę, że seksualne eldorado katolickich księży trwa tak długo, jak długo pozwala na to społeczność świeckich. Dzięki upartym działaniom Fostera machinacje biskupa w końcu ujrzały światło dzienne, w tym cennika opłat za milczenie ofiar:
Autorzy raportu zwracają uwagę, że zapewne diecezja będzie chciała przedstawić te działania Adameca jako przykład dobrej woli i troski o ofiary. Lecz fakt, że pieniądze dawane były w zamian za zobowiązanie do milczenia odsłania ich prawdziwą naturę: przekupstwa. Te pieniądze, na przykład 25 tysięcy dolarów za seks oralny wykonany na jakimś księdzu przez jakieś dziecko, to cena, jaką biskup Adamec płacił za to, by informacja o tym seksie nigdy nie ujrzała światła dziennego, nigdy nie przedostała się do wiadomości publicznej.
To jest sedno problemów związanych z Kościołem, nie to, że jak wszystkie duże organizacje, ma w swoich szeregach ludzi dopuszczających się aktów seksualnego molestowania lub gwałtów.
Jakie stawki obowiązują w Polsce? Czy może u nas wystarcza jeszcze sam terror autorytetu pasterzy robiących za moralnych i politycznych przewodników owczarni? Ostatnie, obrzydliwe wypowiedzi rzecznika Episkopatu zdają się rozwiewać wątpliwości na temat tego jak pewnie i bezkarnie czuje się polski kler:
Rzecznik Episkopatu twierdzi, że diecezja nie jest właściwym adresatem pozwu. Duchowny jako przykład podaje wypadek samochodowy. - Płaci ten kto zawinił, a nie ten kto wydał mu prawo jazdy - argumentuje. Jego zdaniem to dopiero byłoby dziwne, gdyby znieść odpowiedzialność ze sprawcy i przenieść ją na instytucje.
Foto w nagłówku: kadr z filmu Czy leci z nami pilot.